Czwarty solowy album Te-Trisa po Naturalnie, Dwuznacznie, oraz Lot 2011 zdaje się być powrotem rapera do pierwszych dwóch wydawnictw. I nie chodzi tylko o tytuł, jest to bowiem powrót do bardziej złożonych linijek niż przydarzyły się na krążku sprzed czterech lat. Co jednak istotne, autorowi udało się przemycić sporą dawkę emocji z ostatniego Lotu.
Definitywnie nie jest jedynie zlepkiem kilkunastu przypadkowych utworów prezentujących możliwie jak najszersze umiejętności liryczne i odnajdywanie się w różnych stylistykach. Album, choć nie posiada jednego głównego motywu, ma zalążki konceptu. Głównie za sprawą przemyślanej tematyki kolejnych kawałków ukazujących się w odsłuchu. Mamy tu przelot od wewnętrznego dialogu autora przez jego postrzeganie Polski, miłości, przemijania, refleksji nad rapem i środowiskiem go tworzącym, po jednoznaczne podsumowaniu całości. Nie do końca podobać może się dobór co poniektórych tematów, które są już raczej odległe doświadczonemu raperowi. Mimo to, godny podkreślenia jest sposób ich ujęcia na rzecz potencjalnego odbiorcy
Idąc w stronę szczegółu, fani przemyślanych i złożonych linijek powinni być zadowoleni. Jak wspomniałem, jest ich więcej niż na poprzedniej solówce. Znany z zabawy słowem Tet nie oszczędza się w tej kwestii. Czasem łączy dalekie sobie motywy na potrzeby dwuwersów, a czasem złoży alegorię dla całego numeru. Oczywiście ta cecha ma też swoje minusy. Zdarzają się na płycie wersy przekombinowane, zakrawające o patetyczność, co przeszkadza w podążaniu za narracją. Na szczęście jest ich stosunkowo mało i da się je przełknąć pożerając całość
Patrząc na płytę przez pryzmat wykorzystanych stylistyk, trzeba oddać Tetowi, że zdążył już wypracować swoje unikalne podejście, chociażby do storytellingów. Opisy, często dzięki wspomnianej smykałce do kalamburów, są barwne, a przez to słuchając można skupić się nie tylko na fabule
Warsztat techniczny reprezentanta Siemiatycz - co naturalne, choć nie tak oczywiste patrząc na ogół sceny – uległ poprawie. Tet częściej bawi się flow, zaskakuje przyspieszeniami i nie gubi przy tym dykcji. Charakterystyczne ugięcie głosu dodaje emocjonalnym linijkom głębi, co skutecznie wspomaga ich odbiór oraz autentyczność. Partie śpiewane rapera są przyzwoite, lecz nie powalają, dlatego cieszy obecność Kseni Metelskiej wspierającej go w tych trudniejszych wokalnie momentach na płycie
Skoro już mowa o gościach, trzech raperów z czołówki to dobry wybór nie tyle pod względem jakości, bo z tym bywa różnie jak się za chwilę okaże, ale ilości - bez rozmieniania się na drobne. Studyjna herbata Teta chyba nie zasmakowała Rasowi, bo Arek pomógł gospodarzowi trochę mniej niż Astek i Kuba Knap, którzy rzucili przyzwoite zwrotki. O ile nawijka kompana Menta rozpieszcza, o tyle lirycznie reprezentant Asfaltu zdążył nas przyzwyczaić do większych rzeczy i szkoda, że nie miał ochoty poczęstować się trackiem, będąc widocznie zbyt najedzonym swoim ostatnim projektem
Podsumowując, najnowsze dzieło Te-Trisa to najlepsze, czym dotychczas obdarował nas, słuchaczy. Tej płycie najbliżej jest do złotego środka pomiędzy przystępną formą, a konkretnym przekazem. Co nie, Michu?