Szops już mam kurwa chrypę...
Jeśli ten bruk jest szary, możesz pozbyć się rzęs
Kocha, lubi, przecież wiesz, że nie
Pozwól spadać im jak płatkom pod kolana procesji
Zaraz zobaczysz światło po la-latach męki
Wiem to ekscytujące, sięgnij po dratwę
I przepleć ją w miejscach gdzie nie ma już rzęs
Pociągnij od siebie ją, pewnie, dokładnie
I nie bój się gdy w kilku z nich zaszkli się krew
Niech spływa sobie jak chce, po kościach policzkowych
My zrobimy kilka zdjęć, to Twój nowy kod kreskowy
Jeśli ten bruk jest szary, możesz zniknąć dla mnie
Jest pełen spraw, załatwianych wydzieliną z gardeł
Jeśli ten bruk jest szary, one plują na marne
Broczą, posoką na nic I nie budzą mnie, po czwartej
Jeśli ten bruk jest szary, nikt nie stracił tu okien
Nie spadł śnieg, deszcz nie niósł nigdy wachy rynsztokiem
Jeśli ten bruk jest szary, nikt nie zgubił tu prochów
Kurwa, zębów, banknotów, głodu - nikt ich nie znalazł
Jeśli ten bruk jest szary, jesteś jednym z idiotów
Którzy myślą, że być z bloków, znaczy przestać się starać
Możesz mówić mi, że to Polska I nie ma gett
Że to nie rap I nie bez podstaw możesz tak mówić
Możesz mówić co chcesz, możesz mnie poznać
Możesz zostać I mówić mi, że to nie tak
Te ekipy gnoi mają ponoć fajne najki
I że zbiją Cię po zmroku, znów mówili w TVN-ie
Te ekipy gnoi, mają kurwa stare Sprandi
I przed tymi bym spierdalał, gdybym nie był u siebie
Gdybym nie był tu przecież, byłbym Tobą, I tak pierdolił
Nie widział dzieci, które jedzą I gonią klony
Nie widział klonów ich, starych jak dzieci
Trochę mięśni I głód przez w tych mięśniach otwory
Nie miałbym rzek ich łez, rzek na sobie
Nie miał gdzie pójść po giet, nie miał jak go docenić
Miałbym swoje dzieci, a w ich szufladach towiec
I przysięgam, że nie wiedziałbym co im powiedzieć
Dzień w dzień zimny deszcz pada, pada, pada na mnie
Mam to w chuju, mówię ciulu, napie-napierdalaj bardziej
Dzień w dzień zimny deszcz pada, pada, pada na mnie
Mam to w chuju, mówię ciulu, napie-napierdalaj bardziej
Dzień w dzień zimny deszcz pada, pada, pada na mnie
Mam to w chuju, mówię ciulu, napie-napierdalaj bardziej
Dzień w dzień zimny deszcz pada, pada, pada na mnie
Mam to w chuju, mówię ciulu, napie-napierdalaj bardziej
Nie wystarczy patrzeć, trzeba mieć patent na widzieć
Dzień w dzień walczę o barwę, którą znów zmyję za tydzień
Dzień w dzień zimny deszcz pada, pada, pada na mnie
Mam to w chuju, mówię ciulu, napie-napierdalaj bardziej
Mam coś nad to w planach niż ten alko-dramat
W końcu rozjebię tą ścianę jak Pan Max Montana
Rozpierdolę max do rana, jak nie - skreśl Laika
Póki kac daje mi dupy wlokę podziemie na bitach
Jeśli ten bruk jest szary możesz pozbyć się rzęs
Kocha, lubi, przecież wiesz, że nie
Pozwól spadać mi jak płatkom pod kolana procesji
Zaraz zobaczysz światło po la-latach męki
Wiem, to ekscytujące, sięgnij po dratwę
I przepleć ją w miejscach gdzie nie ma już rzęs
Pociągnij od siebie ją, pewnie dokładnie
I nie bój się gdy w kilku z nich zaszkli się krew
I nie bój się gdy w kilku z nich zaszkli się krew
I nie bój się gdy w kilku z nich zaszkli się krew
I nie bój się gdy w kilku z nich zaszkli się krew
I nie bój się gdy w kilku z nich zaszkli się krew [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]