Słońce cofa się w popłochu Z dnia na dzień Ubywa mu mocy i coraz wcześniej Trzepocze o szyby ćma nocy Przechyla się ku jesieni ziemia Bo zachodzi mgłą lustro nieba W tym lustrze niczym odrzucone rzeczy Odbijamy się pomniejszeni Słońce cofa się w popłochu Z dnia na dzień Ubywa mu mocy i coraz wcześniej Trzepocze o szyby ćma nocy Przechyla się ku jesieni ziemia Bo przekwitły w nas wonne metafory I na dłoni usypana garść popiołu Z wszystkich uniesień majowych
Słońce cofa się w popłochu Z dnia na dzień Ubywa mu mocy i coraz wcześniej Trzepocze o szyby ćma nocy Przechyla się ku jesieni ziemia Bo grzechoczą w nas pola makowe Jak zamyślone nad marnością świata Filozofów zasuszone głowy Słońce cofa się w popłochu Z dnia na dzień Ubywa mu mocy i coraz wcześniej Trzepocze o szyby ćma nocy Przechyla się ku jesieni ziemia Przechyla się ku jesieni ziemia Przechyla się ku jesieni ziemia