Cii... wiesz...
Idę chodnikiem... jest noc... jest ciemno...
Jest noc, idę chodnikiem, mijam światła miasta
Patrze na zegarek, jest tu punkt dwunasta
W głowie mam burdel, jakbym skrobał sobie trumnę, to smutne
Czuje dreszcze, słyszę jak kołata serce, myśli pieszczę, skalpelem
Wiatr oplata mi głowę, swoim dotykiem, przykre
Myślę, że stąd nie wyjdę, bo wszędzie widzę tylko, swoje odbicie
Bez liter, witaj świecie
Toczy się życie, wesoło na karuzeli
Sarkazm kiedy po prostu to prawda
A zamiast ludzi mamy, kupe robactwa, aplauz
Godzina pierwsza, pusto, a czas szybko mija
Chwila, czuje gęstą krew w żyłach
I chyba zapominam, wiesz, jak się nazywam
Idę dalej bo przecież nie stanę w miejscu, pasterzu
I proszę Boga o to, codziennie, w pacierzu
O zdrowie dla mnie, dla bliskich, dla wrogów
Bo niejedna sytuacja będzie wymagała tego, by sobie pomóc
Nie stój z boku jak marionetka, bo to nie spektakl, teatr
Stawiam kolejny krok, mija, kolejny rok, słyszysz, kolejny truck
Czy tak miał wyglądać świat...
Cii... wiesz... jest noc...ej..
Pytam co z tym światem, że każdy goni tutaj za hajsem i etatem
Tak dawno zapomnieliśmy co jest naprawdę ważne
Znów wiele spraw trzeba przyjąć tutaj na klatę, he...straszne
Szanuj przyjaciół, a wtedy będziesz miał, po prostu łatwiej
A jak coś ci nie pasuje, powiedz to prosto w oczy
Odważniej, to proste
Dochodzi trzecia, nagle gaśnie światło, umiera miasto
Od dziesięciu lat wcale, nie mam tak łatwo
Bo najzwyczajniej w świecie coś się pojeb*ło
Bo od kilku lat już nie widziałem się z mamą
A podobno u mnie i u ciebie, tak wiele się pozmieniało, hardkor
W głowie tysiące myśli, he..raczej psychicznych
Krzyczę głośno a tak naprawdę, moja dusza milczy
Ciii...ciii...
Mam już czarne serce, czuję że atak jest blisko
I znam te dreszcze kiedy, gaśnie ognisko
Zamknę oczy znów, zobaczę wszystko
Jak podczas snu, kiedy, budzi mnie chłód
Wybija trzecia, czuję że nie jestem sam tu
Odwracam głowę, coś przebiega mi obok stóp
I chwyta mnie za rękę naglę
Otwieram oczy, a to był tylko sen, szkoda, że proroczy, aha...