[Intro]
When the night comes down
Will you be around?
Do I face the dark alone?
[Zwrotka 1: Roka]
Znowu nie śpię do szóstej, piję, odpalam peta
Jakby był tym, czego najbardziej nie mogłem się doczekać
Dy-dy-dym komponuje tu się z księżyca blaskiem
D-d-dopiero wieczorem zczaję, że spaliłem tak z dwie paczki
Te gadki z przypadkowymi ludźmi, są mili dopóki, dopóty
Któryś grubszy się nie wkurwi jak się wydurnisz
Bądź ostrożny, nocny tryb życia tu wiąże się z ryzykiem
Wie to ten, co stanął w weekend oko w oko z drapieżnikiem
Widziałem wielu, co do ósmej na baletach czuło czaczę
By wpierdalać dopalacze przed rozmową o pracę
Słońce zawija kitę, gdy wypierdalamy z klitek
I ma obsrane gacie, kiedy mówi nam dobranoc, o świcie
Mówię "pozdro grzecznym chłopcom", jestem nocnym łowcą
I nawet w samotności mogę sobie wykuć o was trafny pogląd
Krąg ludzi wokół mnie zdradziecki, niebezpieczny
Net to kompendium wiedzy, prawie jak SB'ckie teczki
[Refren]
When the dawn stands up
Will your face be gone?
Do I face this world alone?
[Zwrotka 2: Tymi Tyms]
Już zachodzi słońce, znika gdzieś za horyzontem
A, razem z nim, żegnam sumienie i portfel
Chcę przytulić te dolce, o wiele bardziej niż ciebie
Gdybym je miał, wiedziałbym, że tutaj będziesz, chuj w to
Jadę złotówą, gdzie moi ludzie nie mulą
W tym mieście koszty nie wielkie, a o przypał nie trudno
I tak mamy tak zadymione płuca od zieleni
Że kurwy równie dobrze mogłby nam wjebać przemyt
Niewinni, niewierni, bezczelni leją mi kielich
Nie ma co odmawiać, nie czuję takiej potrzeby
Grzeszna nieśmiertelność, potwory w nas nie śpią
Posypał się proch na blacie, jak kurwi nas sens, o
Nocni stróże w kapturze, hulane mają w naturze
Wielu w ciągu na dłużej, bo nie umie nie uledz
Nie dotrzymasz tępa, jak jesteś tu z doskoku
Wzywa miasto pokus, w amoku opuszczamy lokum
Wpadamy w kilkanaście osób do speluny roku
Nie patrz się za siebie na swoim terenie, daj spokój
Wokół mnie dupy, które zaliczyć łatwiej, niż semestr
I lojalni ludzie, póki mają w tym interes
A ja lubię niunie, które mają charakterek
Co nie znaczy, że za byle gówno robią aferę
Już jasno, słońce zdążyło się obudzić
Wracam jak zombie, obok krzywych spojrzeń ludzi
[Refren]
When the dawn stands up
Will your face be gone?
Do I face this world alone?
[Zwrotka 3: Solar]
Kie-kiedy słońce zasypia, wte-wtedy budzi się Solar
Ten pierdolony wilkołak, ty-tylko pije po nocach
To jego świat, butelki, rozmowy i śmiechechy
Smutki i rewiry znamy od dechy do dechy
Obserwuję ludzi, których zapewne dopadnie marskość
Nie życzę im tego, a w grę też nie wchodzi zazdrość
Wbijam im się w mózgi, wysysam wszystkie myśli
I wyciągam wnioski, do których na trzeźwo nigdy nie doszliśmy
Ale spokojnie ziomy, nic nie robię w złej intencji
Chyba, że jesteś kurwą, to cię mocniej mogę skreślić
Widzisz? Znów się na kogoś rozjebałeś
Ja szanuję rzeczy, które nie powinny być opowiedziane
Chamie, w nocy życie staje się dużo ciekawsze
Najlepsi aktorzy pijani zdejmują maskę
Chuj wie, czy cię taki nie sprzeda niebieskim mendom
Więc popieram, że nie warto jest ufać abstynentom [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]