[Zwrotka 1] Kłamcy lustracyjni okłamujemy lustra, klony Nie jestem produktem środowiska, ono jest moim Gówno prawda, to tyle razy w tekstach było że ta pusta otchłań źrenic już przebija łeb na wylot Wbijam podeszwy w chodnik jak upalny lipiec A chcę krzyczeć "mamy siebie więc zostawmy życie" W tym samym czasie błagam je, by nie krzyknęło tego o mnie I niosę krzyże, chociaż wiara to kilka wspomnień Wciskam sobie, że każdy krok to świadomy wybór łykam dumy, tony wstydu jak miliony pracowników Zawsze jak chce zwolnić w pracy chcą mnie zwolnić Dbają o wynik, a mój wynik to pierdolę to! Mam prawo rzucić to, mam prawo w to wątpić Nie mam prawa wrócić, więc to rzucić to już prawo wojny Moje prawo to zapomnij w weekend, wróć na tydzień Więc nie wiem, czy ten oddech to jest cel czy środek?
Wybrałem wiarę w siebie i w ludzi, nic ponad nią Mam oczy w oknach za to że nie chcę żyć pod klatką Nie mam nic ponad to, co nazwą rodzinny biznes A jedyne co widzę dając głowę w górę to sufit Mam braki w życiu jak w rymach w co czwartym wersie żaden z tych co dyma bity, jak co czwarty w mieście W rapie są twardy bezzczel, żeby przejść selekcje Co weekend zmieniają image na błagam wpuść Daje bałagan w GUS, chce mieć Vivę off Nie jestem antyglob, ale widzę zgon Tego co respiruje Rasmentalism na słuchawkach ziom Jak to czaisz naucz telewizor latać Ta płyta jest wygodna dla uszu, sprostuj Czy jedyne kreski jakie ciągniesz, to te kurzu z wosku Wybieram ciągle na przekór tym co chcą żyć za mnie Ale jedyny świadomy wybór to ten hit sampel