[Refren x2]
Nie pytaj kto i co i gdzie i za ile
Ja wciąż mam coś, dzięki czemu przeżyję
Nie pytaj mnie o nich, o nas i o nie
My jak jesienne liście, samotni w milionie
[Zwrotka 1]
Numery rapowych gazet, w nich nasze twarze
Okładki własnych płyt, to jest jak tatuaże
Gdy mówiłem kocham, to śmiałaś mi się w mordę
Dwa tysiące dziesięć, suko, to trudno zapomnieć
Wtedy Fischer powstał, dziś piszę ten spontan
Chwile do końca, w imię syna bez ojca
Wtedy Paweł był bratem, Jakub był przecież
Dziś chuj wie co u nich, dla chuja to lepiej
Ja wyjechałem, by szukać swej szansy
Tylko zostało w głowie, że pomógł mi Patryk
Dupa po nocy razem, rzuciła mnie nazajutrz
Mam nadzieję, że myła zęby po naszym rozstaniu
To ironia, już dawno nie jestem poetą
Jedni chcą mi wpierdolić, drudzy wysłać na detoks
Powstałem znów, tylko ranić potrafię
Feniks w popiołach skandali i afer
[Refren x2]
Nie pytaj kto i co i gdzie i za ile
Ja wciąż mam coś, dzięki czemu przeżyję
Nie pytaj mnie o nich, o nas i o nie
My jak jesienne liście, samotni w milionie
[Zwrotka 2]
Niby czas mija, lecz go nie odwracamy
Pamiętaj, że blizny to wciąż byłe rany
Nie ucz mnie jak żyć, nie musisz się starać
Jak uczysz mnie jak żyć, to ci powiem spierdalaj
Martwy tron złotych liści, korona i kara
To jak tłumaczyć dla dziwki, że w burdelu wygrała
Dziś palę szluga, wycinam zdjęcia z gazet
Pamiętam niektóre twarze, niektóre festiwale
Siebie niezbyt, mówią "to kwestia szansy"
Ja mówiłem "kocham", wiesz, już nie ćpam twardych
Nienormalnie, niemoralnie, morały to banał
Bo rzeczywistość szybko się życiem przećpała
Tu liście spadają, by dodać blokom kolor
A sny, jak te łajzy, się non stop pierdolą
I nie licz na nic, gdy nazajutrz gdzieś poszłaś
Ja wrócę w snach, nie mam czasu się spotkać
[Refren x2]
Nie pytaj kto i co i gdzie i za ile
Ja wciąż mam coś, dzięki czemu przeżyję
Nie pytaj mnie o nich, o nas i o nie
My jak jesienne liście, samotni w milionie
[Zwrotka 3]
Najlepiej piszę wkurwiony, tak twierdzą
Gdy opisuję życie, przewodnik przez piekło
Załóż słuchawki, wyjdź porą jesienną
Gdy związki się pierdolą, przyjaźnie też więdną
Szczury ciągną zaprzęg niektórych zmartwień
By żyć musisz się zmusić, niekiedy z dużym fartem
I nie jest tak, jak mówiłaś mi, mamo
Perspektywa życia wkurwiła mnie, mamo
Mosty się palą, upada znów domino
Byłe ziomki te mosty oblewają benzyną
Co rok stresu więcej, problemów więcej
Przyprawią mnie wkurwieniem i usmażą w panierce
I znowu liście spadną, ją nazywali wiosną
My upadniemy na dno, marzenia nas przerosną
Przy pustych flaszkach, niedopitych browarach
Nie pozostanie nam nic więcej, niż wiara
[Refren x2]
Nie pytaj kto i co i gdzie i za ile
Ja wciąż mam coś, dzięki czemu przeżyję
Nie pytaj mnie o nich, o nas i o nie
My jak jesienne liście, samotni w milionie [Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]