[Zwrotka 1: Zkibwoy] Moje życie jest darem, które od matki dostałem Jego podstawą jest martwić się o dostatek Nie masz wielu matek, jedną masz, back-up Ale kto jak nie ona zrobiła z ciebie człowieka? Tak było i ze mną, w podstawówce mały łobuz Nie unikałem solów, stale mieszałem w jakimś gnoju Miałem lat 16 wtedy, bez wiedzy, hardcore I zespół w garażu, coś jak hip-hop/punk rock Jaraliśmy hasz w opór, nawet skórę banana Ktoś kiedyś gdzieś wyczytał, że to w kurwę faza Tagi były na ścianach, mogę dziś z nich drwić chyba Zajebaliśmy sąsiadom spod drzwi dywan Była kanapa, mikrofony, fastrack'er i wolność Później wpadły tam psy, zwąchały na pace zioło Cokolwiek, wysłali mnie na detoks później Nie wiem po co, nie znaleźli tam nic, durnie Matka zamknęła mi garaż, we mnie bunt dojrzewania Uciekłem z domu, wziąłem pół bochenka i nara Całą drogę w kiblu pociągu, pena jak szmata Spotkałem dwie laski, jedna miała dredy, była ładna Patrzyłem na jej usta i pisałem jej wiersze W tym czasie jej koleżanka pokazała mi piersi Wróciłem do domu brudny, głodny i pełen przeżyć Matka powitała mnie szamą bez pytań, uwierzysz? [Cuty: Dj Slip] It's one life to live, so live it the best you can [Zwrotka 2: Smarki Smark] Miałem, nie wiem, z siedem lat, całe dnie na podwórku Chudy smarkacz z kluczem na sznurku Jak rodzice mi go dali byłem w siódmym niebie Za to sąsiedzi widzieli we mnie bezpańskie szczenie Gdy ich pociechy były w domu na obiedzie Eksplorowałem teren, ruszałem w Odyseję Obszczane poniemieckie kamienice - śródmieście Było nas mało przy trzepaku po dwudziestej Teraz nie poznałbym twarzy tamtych kumpli A jakbym wpadł tam, mógłbym wyjść bez kurtki Oni mogli być przy trzepaku po dwudziestej Ich starzy bili, pili, mieli w dupie resztę Ja mogłem być przy trzepaku po dwudziestej Rodzice pracowali, chcieli się stamtąd wynieść, wiesz
Nigdy nie brakowało mi szamy i ubrań Nie skumałem tylko przeprowadzki na suburbia Ale dostałem pokój, własny pokój Hip-hopowo długo miałem przez to kompleks bloków Daj spokój, spokój menciu Dziękuję im, że się skupiali na ogarnięciu Mam najlepszych rodziców, bez kitu Trwają razem mimo pieprzonych zgrzytów Szukasz idoli, chcesz mieć wzór w życiu? Słowo dla moich, moich rodziców [Zwrotka 3: Zkibwoy] Wiem, że byłem chcianym dzieckiem, to szczęście Nie wyniosłem z domu hajsu tylko męskie podejście Przeświadczenie, że dom, nawet jak daleko to gdzieś jest I mam to czego nie ma ktoś po tysiąckroć więcej Że mam dokąd wracać zawsze jak coś I że wiecznie będę mówił Gorzów - jestem stąd Gorzów - mój blok, Gorzów - mój dom Mój blok, do znudzenia, Gorzów - mój dom Z ojcem mam różnie, raz wódkę, raz nienawiść Choć nie jest moim życiem dla niego bym zabił Od niego wiem kto to Nietzsche, Witkacy, co to winyl I jak nie traktować kobiet zamiast czuć winę Dziś lubię powspominać, znaleźć się na wyżynie Wiesz jak to leci, myśl za myślą płynie Ta przeszłość mnie bogaci, daje perspektywę Choć prawie całe wczoraj spływa po mnie jak po rynnie Rodziny się nie wybiera, kocham swoją rodzinę 26 lat, za chwilę założę swoją rodzinę Co jest grane małolat? świat zmienia się w godzinę Co jest grane? pomyśl, pozostał ci tylko tydzień [Zwrotka 4: Smarki Smark] Tata nie żałuje, że nie zostałem raperem Mamie może trochę smutno, że łatwo olałem marzenie Rodzina, osobliwy klimat od kołyski Co święta na wigilię powtórka z rozrywki Ciągle jedna rozmowa, po niej kłótnia Tradycja narodowa jak pieprzony karp i kutia Potem się zrywasz, że niby na pasterkę SMSy, ziomy - na CPN'ie kup butelkę Ale kiedy świat się wali i sięgasz bruku Do kogo dzwonisz? chyba nie do łowców duchów Gdy świat się wali i sięgasz bruku... [Tekst - Rap Genius Polska]