Rafał Poniedzielski, ur. w 1976 roku w Warszawie. Raper, wydawca, działacz społeczny. Utożsamiany jest z hardcore'ową sceną, ale w przeciwieństwie do wielu innych MC specjalizujących się w ulicznych klimatach od początku przykładał dużą wagę do techniki, eksperymentował z flow, gęstością rymu, rytmiką. Jeden z pierwszych członków ZIP Składu, który zdecydował się na solowe nagrania. Od zawsze związany z Warszawą, często nawiązujący w nagraniach do jej życia i specyfiki. Najbardziej błyskotliwym tego przykładem jest utwór „Na żywo” z pierwszej kompilacji producenckiej „Kodex” duetu WhiteHouse.
Urodził się na Służewcu, miejscu słynącym z toru wyścigów konnych i pokrytego graffiti muru go okalającego. Jego wujek był dżokejem i Poniedzielski marzył o tym, by pójść w jego ślady. Ostatecznie nie udało mu się to ze względu na warunki fizyczne. Szczęśliwie w muzyce nie mają one żadnego znaczenia. – Do szkoły podstawowej chodziłem z Włodim i to do jednej klasy. To były lata 80., rapu nie było, był hardcore. Sokoła poznałem w liceum plastycznym, lata 90., rap już był, Włodek działał z Molestą, my postanowiliśmy zrobić coś swojego – wspomina początki Pono. Z Sokołem łączyła go początkowo pasja do kartonu i farb, ale że od plastyki do muzyki jeden krok, ewoluowała w rapowy projekt TPWC (Trzecie Pokolenie Warszawskiej Colendy). Rozpoczęły się próby pisania tekstów w siłowni ojca Rafała. Szło dobrze, o czym najlepiej świadczy „Bez refrenu”, utwór na „Produkcji‑Hiphop” (1998), słynnym, dwupłytowym debiucie DJ-a 600V. Kawałek sygnowany był jako ZIP Skład – TPWC. ZIP Skład to kolektyw powstały z połączenia sił duetu z Fundacją Nr 1 oraz Fu i Korasem. Szybko stał się lokalną sensacją, a po wydaniu w 1999 roku albumu „Chleb powszedni” w wytwórni RRX zyskał ogólnopolską popularność. Już na tym longplayu dało się wyczuć, że Poniedzielski i Sokół to najbardziej wyróżniający się, najwszechstronniejsi MC w składzie. Na ich wspólne albumy należało jednak poczekać jeszcze kilka lat, bo najpierw w 1999 roku Pono wraz z innymi artystami ZIP Składu – Korasem i Fu – założył formację Zipera. Grupa szybko podpisała umowę z dużą wytwórnią Pomaton EMI w ramach inicjatywy Baza Lebel. W efekcie w czerwcu 2000 roku do sklepów trafił album „O.N.F.R.” (skrót od Oparta Na Faktach Rymonacja). Nad produkcją czuwali sami twórcy Zipery, a także m.in. DJ 600V, Vienio (jako DJ Variat) czy Waco. Wydawnictwo było nad wyraz solidną uliczną produkcją. W pamięć zapadał przede wszystkim teledyskowy „Wir wydarzeń” oraz oparty o dynamiczny beat storytelling „Pierwszy stopień zagrożenia”. Płyta sprzedała się w ponad dziesięciu tysiącach sztuk, a grupa zaczęła regularnie koncertować w całej Polsce. W 2001 roku Pono zaczął na poważnie przygotowywać materiał na solowy debiut „Hołd”. Ukazał się on w marcu 2002 roku, a wydawcą było Prosto Label. Oczekiwania wobec longplaya były duże, bo pracowała nad nim ścisła czołówka producentów związanych z „ciemną” stroną (Waco, Włodi, Majki, Korzeń), nie brakowało też cenionych gości. Fundamentem był jednak sam Pono, który w końcu pokazał pełen wachlarz swoich możliwości. Nie ograniczał się do koncentracji na przekazie, co było bolączką wielu ulicznych raperów. Wybrał też dość zróżnicowane beaty, w których można odnaleźć wpływy reggae czy hip-hopu rodem z Francji, ale i nowoczesne, połamane rytmy, wcześniej niespotykane na hardcore'owych płytach. – Ciężko to wytłumaczyć, bo paradoksalnie uciekam od słuchania muzyki. Może to jest niezrozumiałe, ale jak usłyszysz coś, wpada ci to w ucho, nucisz to pod nosem. Potem siadasz, piszesz i nagle się okazuje, że coś ci to przypomina i nie masz na to wpływu. Ja lubię wymyślać, nie naśladować. Wszystkie słowa zostały już wypowiedziane, sztuka wypowiedzieć je jak nikt inny – opowiada o procesie twórczym raper. „Hołd” przyniósł mu wiele ciepłych słów od fanów i słuchaczy, sprzedając się w przyzwoitym nakładzie (dwunasta pozycja listy OLiS) i zostawiając po sobie trzy wyśmienite single – „Tabu – Temat zakazany”, „Osaczony” i przede wszystkim „Nieśmiertelną nawijkę ZIP Składową”. Duet z Korasem na beacie Waca zaowocował jednym z największych rapowych przebojów w tamtym okresie.
Kolejnym, już czwartym w ciągu raptem pięciu lat projektem, w którym maczał palce Pono, był drugi album Zipery „Druga strona medalu” z lutego 2004 roku. Płytę wydaną przez Prosto promowano hitowym nagraniem „Bez ciśnień” z brawurowym refrenem Francuzów z Soundkail, kawałkiem bardzo popularnym wówczas na imprezach i często puszczanym w stacjach telewizyjnych. Wydawnictwo doszło do ósmej pozycji na liście najlepiej sprzedających się albumów w Polsce, a kolejnymi najważniejszymi nagraniami pochodzącymi z „Bez ciśnień” były „Do roboty” z gościnnym udziałem Muńka Staszczyka oraz poruszający, zilustrowany zdjęciami z powstania warszawskiego i zagrany podczas obchodów 25. rocznicy podpisania porozumień sierpniowych „Patriota”. Dla tria był to ostatni jak dotąd wspólny materiał. Pono jednak nie próżnował i latem 2006 roku przygotował drugą solową płytę „Tak to widzę”. Wydawnictwo było naturalną kontynuacją debiutu Poniedzielskiego, ale jeszcze bardziej dopracowaną od strony muzycznej i raperskiej. Panował na nim dość mroczny klimat, nie brakowało partii żywych instrumentów. O ile pasja do reggae pozostała, tak tym razem w organicznych podkładach słychać było fascynację jazzem, chęć ustawienia się w kontrze do zdominowanego przez elektronikę głównego nurtu. Pono w kilku utworach dał upust swej frustracji związanej z sytuacją w kraju, brakiem perspektyw dla młodych ludzi, kłamstwami serwowanymi przez rządzących. – Jest źle. Jesteśmy głosem pokolenia z określoną siłą przebicia, a rap jest narzędziem. Kto będzie o tym mówić? Polityk nie pójdzie i nie powie tego z mównicy w Sejmie. Dzieciaki to powiedzą. Ja to powiem – mówił w wywiadzie dla magazynu „Ślizg” artysta zapytany o to, dlaczego tak mocno zależy mu na poruszaniu wątków społecznych.
Lata 2007-2009 upłynęły raperowi na pracy nad reaktywowanym po latach projekcie TPWC. W tym okresie nagrali z Sokołem aż trzy albumy. Pierwsze dwa były de facto solowymi materiałami Sokoła, do których Pono się dogrywał, a sytuacja zmieniła się dopiero przy wydawnictwie „To prawdziwa wolność człowieka” z 2009 roku. – Praca przy dwóch pierwszych płytach była o tyle fajna, że całością zajmował się Sokół, więc miałem czas, żeby zająć się paroma innymi projektami. Przy trzeciej miałem więcej pracy, bo oprócz pisania musiałem wymyślić temat, do tego był to pierwszy raz, gdy pracowałem z muzykami grającymi na żywych instrumentach. Dużo prób, ogólnie duży eksperyment – wspomina artysta. „Zdecydowana większość albumu jest elektroniczna, zimna, futurystyczna i industrialna” – pisał na Onet.pl recenzent Marek Fall, porównując singlowe „Nic na siłę” do Ma**ive Attack i chwaląc system dystrybucji. Trzeci album TPWC ukazał się nakładem 3Label – wytwórni, którą raper prowadzi z Michałem Makowskim – ale premierę fizycznej wersji poprzedziło udostępnienie darmowych plików mp3. Pono zdecydował się po latach odejść z Prosto, ale podkreśla, że utrzymuje z wytwórnią i artystami tam nagrywającymi bardzo dobre kontakty, chodziło mu zaś jedynie o to, żeby być w pełni zależnym tylko od siebie. Tymczasem trzecia solowa produkcja Pono „Wizjoner” z lutego 2012 roku ukazała się w Creative Music. Języczkiem u wagi stało się zaangażowanie producenta 7th Swordsmana, polskiego członka Wu-Fam65. „Pono konsekwentnie robi swoje, a jego szorstki wokal maszynowo atakujący zmasowanymi rymami wciąż jest imponujący” – konstatował Daniel Wardziński w recenzji na Interii. Niestety, choć płyta trafiła na dziewiętnaste miejsce OLiS, dość szybko zniknęła z listy i nie odbiła się większym echem. Być może dlatego, że odeszła od klimatów znanych z wcześniejszych solowych longplayów Poniedzielskiego. Dało się to odczuć szczególnie w warstwie lirycznej. Dużo mniej było złości, frustracji, narzekania na rzeczywistość, a w ich miejsce raper włożył treści motywujące i położył nacisk na swoje dotychczasowe osiągnięcia. – Może to nie jest mniej złości, tylko większa świadomość. Fundacja Heyprzygodo służy do tego, żeby tę świadomość rozwijać, także moją. Uważam, że mam jeszcze dużo pracy przed sobą, zatem o spełnieniu nie ma mowy, ale faktycznie uświadomiłem sobie, że chyba dobrze w życiu wybrałem. Robię to, co kocham, jest fajnie, nie mam prawa narzekać, poprzez muzykę i fundację dzielę się tym podejściem – reasumuje raper. Wspomnianą fundację Pono założył jeszcze w 2006 roku wraz z windsurferką, medalistką olimpijską Zofią Klepacką. Jej zadaniem jest pomoc dzieciom z ubogich rodzin w realizowaniu pasji i zainteresowań, których ze względu na sytuację materialną rodziców nie mogłyby spełnić.
Obecnie muzyk pracuje nad kolejnym solowym wydawnictwem. Fundusze na jego wydanie chciałby pozyskać za sprawą programu crowdfunding. Jest to coraz częściej spotykane przedsięwzięcie finansowane poprzez dużą liczbę drobnych, jednorazowych wpłat dokonywanych przez osoby zainteresowane projektem. W polskim hip-hopie to nowatorskie podejście. – Moim zdaniem, jest to przyszłościowa formuła realizacji projektów i nie chodzi tylko o muzykę. Chłopak wymyślił grę planszową i w jeden dzień zdobył dwieście procent budżetu. Na świecie jest to już znana formuła, u nas to się dopiero zaczyna, ale daje to możliwości każdemu, bez względu na znajomości, zasób portfela, bez względu na to, skąd jesteś i gdzie mieszkasz. Liczy się kreatywność. W tej formule faktycznie to fani finansują projekt. Dzięki temu mogą być pewni, że pieniądze przez nich wydane nie pójdą do kieszeni wydawców, lecz fizycznie wesprą samego artystę. Mam nadzieję, że już niedługo przyczyni się to do powstania wielu ciekawych projektów w naszym kraju – optymistycznie zamyka ten wątek Poniedzielski.