[Verse 1]
Twój chłopiec to zniewieściały fetysz
Chodź do mnie wiem czego pragną kobiety
Owinę cię mocno, będę tym czym w joincie blety
Późną porą nocną, my w blasku fleszy
Dziewczyno z gór, z nad morza czy mazur
Nie uśmignie ból, wiesz ja nie jestem pazur
Może nie mam fury jak ten ciul, hajsu potąd
Ale w twoim uchu będzie moje białe złoto
Spójrz na moją głowę, dłonie, blizny
Chłopiec się zawija, poczuj smak mężczyzny
Zatrzymam Ziemię, ruszę słońce, nie mów nic mi
Niech kury domowe gubią przy garach tipsy
Lipny był ten twój kolega
Stoi w kącie teraz, ściany podpiera
Jemu siema, przedstawi cię ziomblom
Nam nie pęka serce, na mnie pęka kondom
[Verse 2]
Chłopiec, chłopiec, ciągle słyszę chłopiec
Do domu odwiezie cię kto? - jego ojciec
Z nim nie zostaniesz na melanżu do rana
Wujek za często brał go na kolana
Chory człowiek, podgląda, się ślini
Jak jego siostra depiluje się do bikini
Dwudziesta druga a on na oczach ma już śpiochy
Jedyny dotyk jaki zna to zły dotyk
Zrywa się w nocy, koszmar powraca
Chodź do mnie kobitko mi casa es su casa
Pod moje skrzydło uciekaj, dam szansę
To nie szczenięcy świat śmierdzący old spice'em
Co wolisz? Gnoja czy playboya?
Ja mogę pod drzewem, on musi do toi toi'a
Jest ciemną masą i chce być tatą
Na zimę trampki, dać ci dziecko na lato
[Verse 3]
Hotel, motel, szampan, jacuzzi, i my na ty
Wezmę kamerę, dobrą bajerę, i nakręcimy bum bum film
Zamknij oczy, chwilę pomyśl o nas
Przy mnie będziesz seksualnie wyzwolona
Spełniona, pozwolę sobą być kobiecie
W tym tak ciężkim przecież mężczyzn świecie
Gdy patrzę na niego, widzę strach nie dumę
Kolejny spłoszony, skarcony jeburek
Pe i wu jak mówią moje ziomy
Pantofel z niego, but męski wyjściowy
Jak nie da odejść ci, a będzie płakał chyba
Problem upijemy, zawiniemy w dywan
Ostrzegał cię przede mną, pocieszyciel
Niech płynie z prądem Wisły jak ja na bicie