Szukam miłości w ludziach Szacunku też To trudna sztuka jest i wkurwiam się Długa droga za mną A to sekunda wiem Pode mną miejskie bagno Brudna treść, jego sens Wyryta we mnie jak w granicie I jestem chyba skazany na banicje jak wilk Czy to przez ambicie jak Meek Mill - co? Czy przez to ze nie topi sie jak big milk – co? Nie wnikam w to Jot to nie inspektor Jak coś to znikam stąd jak Kevin Bacon Bo widzę jak co drugi mądry mądrzy się Mam dosyć plucia mordy – jebcie się! Bo jestem zbyt prosty tak Zbyt ban*lny, więc Zawsze będziemy mieć ten zgrzyt bananie, wiem Moja drogo to pieprzony Camel Trophy Gdzie ich nie ma Kurwa ja wypalę drogi [ref] Mam trochę wody, trochę sił Wiem że mogę iść Gdzie poniosą mnie nogi Dla dobrych chwil Ich jestem głodny To właśnie dla nich chce mi się żyć (Chce mi się żyć) /2x Mówili że nic nie znaczę Spoko ok Tak już czasem mówię do siebie w trzeciej osobie - kto wie Może to pozwala zrozumieć się lepiej
Albo tylko okłamać Sam po plecach sie poklepię Sam nie wiem Ej, sam nie rozumiem Bo znam potrzeby by nazywać siebie durniem Gram dla siebie, istny samo-grajek Dla siebie gram, czyli nigdy nie gram za frajer Daje ile mogę, nie wszystko, tylko popatrz Gdybym tak zrobił zostałbym w samych galotach A To nic na pokaz, to nie pokaz Versace Buja się głowa, rozkminiają wers gracze To jest moja droga Ona widzie gdzieś raczej I traktuję ją jak wroga Chce ja pokonać bracie Bo szukam czegoś, co w duszy mi gra Nawet wtedy kiedy kurwa chce to zagłuszyć świat [ref] Wiem, mogę nie przetrwać, nie jestem karaluchem Ale nie zmuszą mnie bym przestał robić to co lubię W sumie to jestem tak, jak ksiądz w kościele Bo cały czas mówię, uwierz, poświęciłem wiele Oni na to: Jesteś nienormalny, synu Zet Ci już mówi: Jest wariatem wśród świrów To jest mój virus, mój smak wolności Ja zostawiam tutaj ślad, dla potomności [ref]