Czy to już jest ostatnia stacja
Myśli cała populacja, potęguje się frustracja
Prawdziwy kiedyś hip-hop jest w obliczu nędzy
Dziś sprowadza się on tylko do robienia pieniędzy
Udawanie kogoś, kim nie jesteś stało się obsesją
Bezsensowne załatwianie wszystkiego agresją
Każdy chce coś udowodnić, zapełnić pustkę w sobie
Nie może znaleźć sensu, przecież on ukryty w tobie
Zabawne, jak niektórzy myślą, że są najmądrzejsi
Nikogo nie słuchają zawsze upadają pierwsi
Bo prawdziwa mądrość leży wysoko ponad nami
Wszechświat ozdobiony świecącymi tajemnicami
Przeżywam intensywnie każdą najdrobniejszą chwilę
Pozwalam swoim rymom uwolnić całą siłę
Obserwuję i an*lizuję, zawsze mówię to co czuję
Widoczne dla wybranych, zaślepionym ukazuję
Próbuję stawić czoło swojemu przeznaczeniu
Chcę zostawić ślad po sobie następnemu pokoleniu
Pomnik dla którego czas na zawsze będzie stał
Zbudowany z słów b, a nie wyciosany z skał
Moje marzenia, czy są do spełnienia?
Gdy zabraknie mi energii, dokonam odrodzenia
Nic się nie zmienia, każdy z nas chce dogonić czas
Młodość mija szybko, starość trwa i trwa
Boisz się przyszłości, przecież któż ją zna?
Cienka jest linia między nienawiścią i miłością
Człowiek w dniu urodzin obdarzony jest wolnością
Czy ją zachowa to zależy już od niego
Pamiętaj o tym, co dostałeś i nie zmarnuj tego
Otrzymałem w darze życie chcę spłacić swój dług
Sam bym uratował cały świat, gdybym tylko mógł
Tworzę piękne rzeczy, płynące prosto z duszy
Rymy delikatnie uderzają w twoje uszy
Wpuść je do środka, po co zostawić im ślad
Doskonałe zdania pozbawione wad
Płynne dźwięki płyną tętnicami i żyłami
Aż do mojej śmierci będę tworzyć jedność z wami
Aż do mojej śmierci będę tworzyć jedność z wami
Co czujesz patrząc w bezkresną otchłań nocnego nieba
Obserwując miliardy gwiazd, rozsypanych tak jak na stole okruchy chleba
Ja w takich chwilach myślę o tym, co się ze mną stanie
Co myślą o mnie inni, jak odbiorą to nagranie
Martwię się o przyszłość, co będzie za rok, dwa
Ile do myślenia mi jeszcze da moja psychologiczna gra
Kiedyś w RW, teraz od niedawna, lecz na zawsze w 52
Dzień po dniu liryczna opowieść nadal trwa
Staję się mądrzejszy z każdą godziną i o każdy dzień
Dzień w dzień promyk sukcesu lub porażki, cień
Doświadczenie, najlepsza droga do poznania
Trzeba przeć na przód do celu, wynagrodzić swe starania
Im więcej serca w to wkładamy, więcej trudu nas kosztują
Bądź pewien zebrane wtedy plony najlepiej smakują
Gra warta świeczki bez wątpienia, nie wierz w samo spełniające się marzenia
Szczęściu trzeba pomóc, pod swe drzwi przyprowadzić
Nie przepuszczać szansy, lecz jak ziarenko zasadzić
Darowany talent pielęgnować, przemienić w kolejne cztery
Nie stać się biernym konsumentem, a samemu chwycić w ręce stery
Trzeba myśleć o przyszłości, póki jest jeszcze na to czas
Dbać o to, by zdobyta wiedza nie poszła nigdy w las
Pomyśl (pomyśl), pomyśl (pomyśl)
Pomyśl (pomyśl), pomyśl (pomyśl)
Pomyśl (pomyśl), pomyśl (pomyśl)
Pomyśl (pomyśl), pomyśl (pomyśl)
Żyjemy w czasach, gdzie zniknęły zakazane owoce
Krótkie dnie i długie noce
Patrzysz przez swe okno na ulicę, wciąż ci sami ludzie
Szare tak jak szkice, odrapane kamienice
Gdziekolwiek zwrócisz głowę widzisz smutne twarze
Zmęczone życiem i poważne jak cmentarze
Lecz, gdy zapada noc otoczenie magicznie się zmienia
Ludzie pragną uciec od zmęczenia
Wszystko naokoło ciebie kusi kolorami
Miasto rozświetlone neonowymi światłami
Maskarada się zaczyna, przedstawienie mi to przypomina
Chcesz się schować przed swoimi problemami
Usypiasz sobie pamięć używkami
I bawisz się przez całą noc do utraty tchu
Całkowicie się zatracasz, ale dzień szybko powraca
A wraz z nim szare ulice, wszystkie smutki i problemy
To żadna tajemnica, wszyscy o tym wiemy
Lecz niektórzy żyją tylko dla tych kilku chwil
Oddaleni od rzeczywistości o wiele morskich mil
Ja sam staram się korzystać z tego, co mi dane
To, kim dzisiaj jestem, jest przeze mnie zbudowane
Jestem dumny z tego, że umiałem się odrodzić
Dziękuję mojej mamie, że zechciała mnie urodzić i wychować
Nakreślić granicę, dzięki niej wiem co dobre i co złe
Mogę ufać swojej psychice
Całkowicie bezgranicznie oddaję się muzyce
Odkrywam teraz różne tajemnice
Próbuję sprostać swoim własnym wymaganiom
Powierzam całą siłę budowanym zdaniom
Pomyśl (pomyśl), pomyśl (pomyśl)
Pomyśl (pomyśl), pomyśl (pomyśl)
Pomyśl (pomyśl), pomyśl (pomyśl)
Pomyśl (pomyśl), pomyśl (pomyśl)
Każdy indywidualnie podąża wybranymi ścieżkami istnienia
Wegetuje według własnego przepisu na osiągnięcie spełnienia
Coś zyskuje, a w tej samej chwili inny traci wszystko, co posiadał
Kiedy on będzie się wspinał na szczyt, ty w zapomnieniu będziesz spadał
Tyle modłów i starań o pozycję wśród wybranych
Kto inny zajął miejsce na podium, a ty pozostajesz wśród przegranych
Tyle razy mama ci mówiła - nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło
A teraz wszystko to jak czar prysło
Osłona przed prawdą pękła jak bańka mydlana, zimna woda na głowę wylana
Ból niezrozumienia i rozczarowanie z sobą niesie
Jesteś tak jak małe dziecko samo zagubione nocą w lesie
Boisz się zatrzymać, biegniesz gdzie cię wzrok poniesie
I tak do utraty tchu, aż nastanie świt i ujrzysz światło dnia
Promień mądrości przebiegnie po twarzy
Wiedzą cię ukoi i wiedzę ci da
Ale nadal nie możesz odnaleźć siebie w swej okoliczności
Jesteś tu tak krótko, a masz już dość takiej wolności
Myślisz o powrocie do swej oazy bezpieczeństwa
Chciałbyś by ktoś chwycił cię za rękę wyrywając z tego społeczeństwa
Nie licz, że ktoś bezinteresownie ci pomoże
A licz na siebie uwierz, że potrafisz
Bo inaczej nikt inny nie uwierzy w ciebie
Musisz polegać na sile własnych argumentów i właśnie tak mama mówiła
Lecz jeśli ich zabraknie pozostaje ci tylko siła, która jest w tobie
W serce, w liryce, w zaciśniętej mocno pięści, moc głęboko w tobie jest schowana
Właśnie tam się mieści, znajdź klucz, by ją uwolnić
Wyzwolić w sobie ta styczną energię słońca
Pędzić razem z nią, wciąż i wciąż do przodu
Cały czas bez końca
Pomyśl (pomyśl), pomyśl (pomyśl)
Tak pomyśl (pomyśl), pomyśl (pomyśl)
Pomyśl (pomyśl), pomyśl (pomyśl)
Pomyśl (pomyśl), pomyśl (pomyśl)
Pomyśl (pomyśl), tak pomyśl, POMYŚL