Świat jest iluzją
Nic nie jest prawdziwe
Wszystko jest dozwolone
To była noc z księżycem w pełni
Taka noc, co życiem tętni
Gdy mrok wypełniony był wyciem cieni
A moc okazała się być bytem na Ziemi
Coś ciągnęło mnie jak magnes do siebie
Jakby ktoś inkantował mantrę za oknem
To było widoczne jakby było znakiem na niebie
Ciągnęło w tę stronę jakby czarem, dosłownie
Dałem się porwać instynktom, to one mnie poprowadziły
Umysł z jedną tylko myślą, jakbym był robotem prawdziwym
Musiałem wyjść z domu szybko, rzucić robotę w trymig
I czułem bezsilność, straciłem ochotę by wyjść dziś
Zrozumiałem powiedzenie "wyjść z siebie i stanąć obok"
Bo małą rolą obarczono ciało z własną wolą
Musiałem jasno pojąć, że liczyć nie mogę na żadną pomoc
Oglądałem miasto co noc, ale wtedy było jakieś inne
Jakbym znalazł się w filmie, horrorze, mówiąc ściślej
To może już stąd wyjdę? Pomożesz znaleźć wyjście?
Chciałem skręcić w prawo, nogi ciągnęły mnie na lewo
Moje ciało krzyczeć chciało, ale nie wydobyło dźwięku żadnego
świadomość była wtedy karą, wolałbym nie widzieć niczego
Zamknąć powieki i z wiarą otworzyć w świetle dnia dopiero
Życie tak nie działa, tu nie ma opcji "start" i "pauza"
To nie jest żal czy farsa, jedynie doznań galimatias
Doszedłem do miejsca, które ponoć było moim celem
Ja - ślepiec w ciemnościach, wokół niewidzialni przyjaciele
Zjawy budzą postrach, ale ja czułem niewiele
Nie czułem strachu w kościach, a na pewno nie czułem siebie
Stanąłem pośrodku nich, byłem w pierdolonym kręgu
Korowód jasnych widm, a ja dyrygent ich arii jęków
Straciłem tożsamość, byłem wszystkimi
Na chwilę światło zawisło nad nimi
Patrzyłem, opadło, raczej patrzyliśmy
Wniknęło w nasz los, żyliśmy
Byłem ich rzecznikiem, używały moich ust
Byłem w niewoli już, gdzie jest do swobody klucz?
Nie atakowały, one po prostu były
W blasku swej chwały i w pełni swej siły
Chciały wpłynąć na świat ostatni raz
Ostatni blask nim spłoną, pokazać twarz
Vade retro satana! - nosz kurwa nie działa
Będę jako ofiara, pewnie jest trumna w ich planach
Nie mam nic do gadania, je wkurwia ambaras
Muszę się starać, by ugrać coś dla nas
Nie dla nas, tylko, kurwa, dla siebie
Już myślę jak chmara, to mnie ogłupia w gniewie
Myślałem, że to już koniec, osunę się w nicość
Straciłem nad sobą kontrolę, zaraz porzucę wszystko
To co jest koło mnie, już o mnie nie usłyszą
żegnajcie setki wspomnień, już bratam się z ciszą
Ale nie, to nie było ich planem
Chciały spisać testament, by słowo stało się ciałem
Było ich wiele, one są zawsze z nami
A w tym momencie zaczęły mówić moimi ustami