Mówili mi co mam robić i jak żyć I zaczynało mnie to powoli miażdżyć Nie chciałem słuchać już woli tych starszych Którym nie uda się nigdy dogonić prawdy Póki będą chcieli być jak każdy Ten nacisk stawał się bardziej wyraźny Aż powiedziałem w końcu - stop w klauny ! Wir w umyśle istna burza mózgu Kolorem ust stawał się ciemny burgund Jakbym chlał gdzieś na murku lub ławce Kilka dni,miesięcy lub już tu został na zawsze I tonąc nawet nie chwytał już ostrza Co noc czeka kolejny postrzał To metafory tej gry na emocjach Każda myśl staje się mi coraz bardziej obca .. Mijały,wyjałowione dni Ja nie umiałem odnaleźć siebie w nich Teraz spokój daje mi spokój jestem jak mnich I już stoję tak trochę z boku patrzę na sny Przez drzwi,judasz mi zdradza wizje wszystkie I staje się teraz zbyt oczywiste Mógłbym teraz skończyć pisać zamykając system Bo już widzę dobrze,jak bym miał swojego okulistę Widzę co jest białe a co wyblakłe A na wszystko już nie umiem patrzeć zwyczajnie.. Paradoksalnie.. Wskazują drogę nam Ci co własnej nie mogą znaleźć
Mówią jak żyć Ci którzy nie żyją wcale Nie słuchaj rad I pamiętaj brat nic na stałe Bolało mnie kilka zdarzeń,mocniej Czułem bezsilność i chciałem stąd gdzieś Się wyrwać bo zamknięty na wszystko Nie dawałem sobie nawet zachęty iść bo To uczucie że już sensu nie ma Chyba znasz je Nie pozwalało nawet żyć normalnie Wszystko to mija gdy światło gdzieś się odbija I teraz tylko boje się że to może być tylko miraż .. Teraz piszę ten tekst i mnie serio traktuj Każdy stąd wers mógłby być epitafium Znalazłem sens a lęk niedostatku Utoną razem z wszystkim złym co nosimy na karku Pisać inaczej o tym nie mam sumienia Jedyne co się w nas zmienia To stan skupienia Nie pytaj jak wygląda moja codzienność Bawimy się z prawdą w chowanego,koleżko I nawet Sherlock mówi że ciężko ją znaleźć A jednak nam samym się to często udaje Sam wiesz jak jak jest no bo ja już sam nie wiem Gdy wszystko co jest to zależy od Ciebie To monolog,sam ze sobą gadam I to mi nawet odpowiada Paradoksalnie..