[Verse 1] Gdy bezwiednie kiwasz głową na "tak", nie ma lepszej recenzji Dłonią o blat bębnisz, wrzucasz jeszcze raz w pętli Chcesz to komuś dać, pokazać i podzielić się tym Bo w czasach, kiedy rap umiera, ten ośmielił się żyć Przekaz jest trudny, a jednak rośnie słuchaczy krąg Gdy każdy joint jest od serca, proste, słuchasz ich wciąż Wiem, że to nisz, a nie przeraża mnie to Muszę nagrywać, nawet gdy jedyna gaża to props Konsekwencja od lat się zmienia w ośli upór Ale już nie masz wątpliwości co do czystości uczuć Rapgra, czuję się jakbym ją prowadził przed ołtarz Tak, tak "w zdrowiu i chorobie", tak, tak "do końca" Znasz mnie, kiedyś wydam płytę A jeśli nie, ten jebany syf będzie śmigał w zipie Co, internetowy raper?! Chuja tam, raper to raper Nie będę się wykłócał, kawałek zamyka japę Jak zawsze... zawsze... [Hook] I choć depczemy różne drogi, to mamy jedną miłość Kładąc do werbli stopy, wierząc, że jest możliwość Nie chcemy dużo dla siebie, proste życie i dobry rap I raczej zmieniać, niż podbić świat
Depczemy różne drogi, lecz mamy jedną miłość Kładąc do werbli stopy, wierząc, że jest możliwość Nie chcemy dużo dla siebie… nie chcemy dużo dla siebie [Verse 2: Bisz] Spójrz przez okno, cokolwiek za nim masz kiwa się z Tobą Ta muzyka jest żywa, dopóki takie jak ta płyta wychodzą Pytasz po co? Ty, sam nie wiem czasem Ale nie potrafię żyć inaczej już, tak, jestem rapem W tych wersach piszę list do ludzi, których nie znam Ale którzy serca noszą w rękach a nie w sejfach Sam tak robię, to nie wstyd, mam tyle wiary w ludzi Choć niektórzy próbowali ją tyle razy zburzyć Mam ambicje zdrowe, chcę to osiągnąć, co jest? Jaki magister, ziomek? Powiesz mi: "doktor bloków" Między ludźmi są przepaście, trzeba skracać dystans Mógłbym dać wam wykład, wolę dawać przykład Zostaję tu na starych śmieciach; recykling To mój wybór, dla ziomków ślę pozdrowienia na wyspy Każdy chce żyć tak, jak chce, ziomuś, tam mają szansę Ale ci, którzy kochają ten syf, wracają zawsze Zawsze... zawsze... [Hook]