[Refren]
Wczesnoporanny lunatyk jak b**ba z Daddym Alim
Powolnie ulicami drepcze se z Eldritchami
Bóg obiecuje życie wieczne, my je dajemy
Stygmaty to pady, mikrofony i błysk źrenic
Warszawa bez tłoku jak piętnaście lat temu
Poranna rajza szaleje od darmowego tlenu
Bez "weź się przesuń", zaludnienie na metr spada
Szczury są w klatkach, sunę po taflach #Kuchar Wacław
Jaram fajka, popijam dwieście, pusty deptak
Fajna faza, jak książę z Bel-Air to legenda
Pusto, jeszcze luźno, przez dwie godziny Fallout
Dam czas butom, siedem dwieście mierzę w krokach
To medytacja, w uszach Palmer, Volor, Burial
Pierwsze dzienne, oprócz kierowców żywego ducha
A tutaj jakaś grupa ciem nocnych hasztag Valium
Przy punktach, gdzie czuć podłe mięso kebabów
Na Centralu aluminiowe śpiochy i turyści
Gdzieniegdzie jak cyc kurw i bujają się sokiści
Tak pięknie odnowili, jak zawsze śmierdzą szczyny
Maskowanie zgnilizny, to jeden z głównych sk**i
Tryb wędrowniczy na off, kurs na dom dam trampkom
Znów ścisk na ulicy, miasto wstało za bardzo
[Refren]