Verse: Oxon
Pierwsyz strzał, taki na rozpęd, ostatnim ostrzeżeniem rozpocznę
Zdejme cię w moment, utopię cię w rzece, bo takie masz ośle znaczenie potoczne
Tę samą rzekę pod spalonym mostem, nie licząc się z prądem, przemierze ziom w poprzek
Aż tak ci ciąże? Przy mym porodzie masz problem, bo nawet jak nie chcesz to poprzesz!
Strzelam na oślep, wchodzę do klatki skurwiela, co drzwi mi otwiera na oścież
Siedzi, pilnuje serwera, a jedyna rzecz, którą zmienia to jebana pościel
Blau! Blau! Niech baran spocznie. Blau! Blau! Ma przewaga rośnie
I tak na ciecia już dobre pół dekady nikt tu nie czeka bynajmniej na ośce
Dostałem opcję - masz tu neseser i setkę naboi nie do namierzenia
I dowody zbrodni, jakoby na deser, bo to ty wybierasz kogo zgarnie ziemia
Kto odpadnie teraz? O kim powiedzą, że przepadł i jest nie do odnalezienia
A kogo przeczekasz by cienias w cierpieniach narzekał i peniał się wciaż nawet cienia
Po-po-powiedz co wybierasz, powiedz swojej młodej młodej, że już nie będzie wesela
Potem wołaj koronera, by zabrali worek, bo niestety po tobie będzie trzeba to pozbierać
Co-co-co mi zrobisz teraz, głowa już cię boli, nie łudź się, że to migrena
Wpędzę cię do grobu, to będzie kara ziomuś, za gadanie bez powodu, że się ciebie boi scena
Dość mam narzekań na długą kolejkę, zwiedzanie gry w trybie full obserwator
Rzucam się w wir, aż mi utną rękę, lub wrzucą ponownie przez grób do spectator
Jestem jednym z tych, co skrócą twą mękę, wersem jak kulką masz tu mą podzięke
Trafiam w twe serce i krótko na wejście kupujesz mnie w chuj jak za grubą kopertę
Zwolnię trochę, bo co ma wisieć to nie utonie, typ mówi, że płynie, jedynie wodę może tu donieść
Jego okręt jest Titaniciem, pora pogrzebu ziomie, masz opcję stąd znikać typie, zmiana reguł - biegun płonie!
To już nie tylko ta góra lodowa, co czyha na twój nieuważny kadłub
To dziura oxonowa - podkręcam klimat, wybijam im własny nadmuch
Dziurę na wylot, mózg im wypłynie jak tylko się trochę te ciule nachylą
Może se zrobią tę fryzure z grzywą, pasuje to typom jak żul w El Camino
Wpadam tu z łusek lawiną, karabin na stół - Beryl, sprawdzaj man
Wokoło łusek przybyło, follow me - Arthur Curry, Aquaman
Silny, bezczelny, w dodatku szczery, ty jak mozaika się stapiasz z tłem
Płyniesz z ekipą na majkach? Na moich statkach robisz za majtka, damn
Zdejmę cię w minute, man, bo jestem kurwa Minutemanem
Obrałem azymut, wiem, że w pięknym stylu zniszczę scenę
Wbiję w ziemię mym pociskiem niczym moździerz spadnę z góry
Albo spalę krzak jak Mojżesz, lecz nie wrócę z tamtej chmury
Czarne dziury w głowie, w zakamarkach miejskich rozkwita rzemiosło
Możesz być pewnym, że zostanę świętym tu dopiero kiedy przywita mnie Boston!
Wbita na strzały w nieboskłon i tak nie powiesz mi, że cię nie ostrzegałem
Szkoda jedynie, że zastawiasz mi drogę ciałem, bo głowa jest troszkę dalej
Podziemny arsenał, mówią mi zguba, bo w głownym nurcie niełatwo mnie znaleźć
Scena to ściema, będę miał ubaw, bo łatwo ją złamię, nie złapią mnie wcale
Szybki jak kula, styl czysty natural, a gdy ty zamulasz, ja świadomie dalej
Głośniki na fulla i bity gram pull up i z pizdy na czuja ja kanonier walę
Widzę tych poważnych typów w grupach tam, ej typki w bramach
Ja jestem poważny sam, blam, blam - wyciągam miniguna
Hojnie obdarzam ołowiem ich ciała i robią mi hałas, lecz nie dobrowolnie
Studzę ich zapał, chcą być jak Hamas i toczą na chama swą nierówną wojnę
W wielu przypadkach skala głupoty przeraża, że tego nie mieści czerep
Karabin dawaj, bo tenże czerep odstrze;e, a kul pewnie zmieści wiele
Kolejny mówił, że jest liderem, kto by się chciał dłuzj pieścić z cwelem?
Zero agresji, choć mogę go skreślić i przez moje teksty mierzyć się z L-em
Mój notatnik śmierci - lista kontaktów, zebrałem ich setki, choć od elektryka nie widział nikt faktur
Prędzej na łapie wyrośnie mi kaktus, nim byle raptus zdoła mi natłuc
Wejdą grupami to zejdą seriami, ile by chamy nie zawarli paktów
Przez to mów mi Deadshot, bo jest headszhot u mnie normą
Moje logo jest złą mordą tych co też chcą tu pierdolnąć
Wpadam lekko z świetną formą, strzelam celnie w rzecz dowolną
Wreszcie pora bym się wściekł i pora biec po wieczną wolność
Wie-wiesz co mordo, możesz szukać sensu w tym lub drugiego dna
Prędko skończ to - pow, pow, luźny strzał, tak se lubię pograć
Jebnąć w kosmos, sięgnąć w olstro i wpaść tu w kolumnie ognia
Human Torch - ludzka pochodnia, Oxon - niecny skurwiel zbrodniarz
Staram sięzwykle hamować przy ludziach, bo lubię wypalić coś niestosownego
A gdy nie ma tego, to czasem potrzebąjest zwlec się i w te pędy biec do nocnego
Ty też możesz biec, pocieszę cię - stoper
Bardzo dokładnie odmierzy czas, w jakim odstrzelę ci stopę
Wyżyję sie, okej? Pożyjesz, wiesz, trochę
Lufa do ust - jesteś tym co jesz, więc jak na ironię pożywię cię prochem
To dla każdego, kto mieni się kotem, a przez całe lata nie zmienił na jotę
Korzysta z tego, że złapał odbiorcę, bo w Polsce jest w modzie docenić idiotę
Medialne asy, ja - ukryty Joker
Podkładam i bombę, pierdolnie, aż wylecą tu szyby z okien
Ze swoim składem kruszymy se topę, to składa kamikaze - robimy zamotę
I na co ci płatnerz, skoro każdy pancerz przebiję jak grotem przez linię tych zwrotek?
Zostało dwadzieścia cztery, jak tobie godzin, na żadną pomoc nie licz, na darmo jak o mnie chodzi
Na nagrobku napiszą ci ,,był marnością" i do dziś
Nawet tatko w łeb zachodzi jak mógł cię łajzo spłodzić
Ja mówię ci, że mówię serio, nie muszę tłumaczyć się i oddawać raportów
Wychodzę na dach ze strzelbą, strzelanie w łeb to dla mnie zabawa dla sportu
Paf-paf, sprawa jest łatwa, możesz drzeć i na mnie namawiać pachołków
Gdy twoja banda zobaczy karawan twój, wyjedzie na stół karawan tortów
Stypa? Niezły przypał, będzie triumfalną ucztą
Bo skoro żyłeś jak pizda, jest bez ciebie lepsza ludzkość
Tak więc krótko - miejsca ustąp, weź zrób w końcu rzecz raz słuszną
Nie dowierzasz, gdy jak zwierza łatwo cię namierzam muszką
Czacha na torsie, kogucia klata, przydałoby się na siłkę polatać
Te, może jutro, zwinę nam bata, współczuję, że nie dożyjesz do lata
Ratata-ta-ta, nudna ta gadka, ty - krótki huk i po krzyku
Plama na kartkach i na chodniku. Widz, gapia, świadka - ni chuj
Cisza wylewa się z ciemnych budynków, znów tylko w jednym oknie światło
Strzał, strzał - oblewa cię strach, myśli w głowie natłok
Siedzisz nad kartką, jakbyś tu za broń chwytał i do wojny dążył
Niezły hardcore, nie masz ty gorączki? Niech no ktoś przytomny spojrzy!
Skala zniszczeń niemożliwa, błedny wzrok przez przerost mocy
Mogłem się nie odzywać, nosić maskę w dzień roboczy
Coraz szybciej bije sercę, biorę swój ostatni nabój
Korbą kręcę, broń do skroni, nie chcę więcej żadnych zabójstw
ŻARTOWAŁEM
Oxon - to co Revo? Karzemy im dłużej czekać?
Revo - nie, myślę, że najwyższa pora przerwać ciszę