U zarania mego świata,
Gdym patrzył w niebo,
nie było automata.
Samolot z nad lotniska
jak wielka mewa wzlatał,
nie było automata.
Przez szklankę'm patrzył,
u zarania mego świata.
Nie było automata.
Gdym się urodził,
gdy świat urodził.
I świat by pęknął
chyba. I ból
był, i strach
jak teraz.
Zmierzch zapada,
noc zapada,
słońce pożera wielka ciemna
ryba.
U zarania mego świata
nie było automata,
- lecz co ja mówię?
Automat stał na peronie,
złotówki pożerał aluminiowe,
na początku mego
świata.
Rosła sałata
I starach na wróble stał,
i Herman, sąsiad drzewo rąbał.
I jest, i nie ma
tego świata.
Szeroką ulicą
samochody jadą
jak kiedyś,
i klakson któryś
włączy
trata ta ta.
I teraz, gdym już duży
i tęgim jestem chwatem,
uśmiecham się,
bo jestem automatem.