U zarania mego świata, Gdym patrzył w niebo, nie było automata. Samolot z nad lotniska jak wielka mewa wzlatał, nie było automata. Przez szklankę'm patrzył, u zarania mego świata. Nie było automata. Gdym się urodził, gdy świat urodził. I świat by pęknął chyba. I ból był, i strach jak teraz. Zmierzch zapada, noc zapada, słońce pożera wielka ciemna ryba. U zarania mego świata nie było automata,
- lecz co ja mówię? Automat stał na peronie, złotówki pożerał aluminiowe, na początku mego świata. Rosła sałata I starach na wróble stał, i Herman, sąsiad drzewo rąbał. I jest, i nie ma tego świata. Szeroką ulicą samochody jadą jak kiedyś, i klakson któryś włączy trata ta ta. I teraz, gdym już duży i tęgim jestem chwatem, uśmiecham się, bo jestem automatem.