[Intro]
Aniele śmierci zadam ci pytanie
Wiem nie jestem godzien lecz odpowiedz mi na nie
Jak tam jest gdzie duszę zabierasz
Czy bliscy czekają czy ktoś nas wspiera
Czy zmarli, widzą nasz trud życia
Czy wiedzą ile drogi do przebycia
Kiedy się spotkamy, kiedy przywitamy
Z ludźmi których nie ma już z nami
Nie ma granic, które chcą przekroczyć
Aniele nie patrz mi tylko w oczy
Powiedz, którymi ścieżkami śmierć kroczy
Pozwól bym miał po prostu głos proroczy
Kiedy staniemy ze sobą twarzą w twarz
I odpowiesz na pytanie, że me życie znasz
Bo taki jest mój staż jako człowieka
Jedno wiem, że śmierć na nas czeka
Wtedy spytasz jakim człowiekiem byłem
Co zrobiłem, odkąd się urodziłem
Chciałbym by tych slow było mnóstwo
Ze me życie to nie było głupstwo
Byle nie szybko poznałbym odpowiedz
Aniele śmierci to była moja spowiedź
Amen!
[Verse 1]
Pamiętasz może chłopaka młodego
Andrzej miał na imię - życia nie miał dość długiego
Już nie spotkamy więcej jego ten jeden wypad z kolegami
Zakończony nie tak jak się tego spodziewali
Został sam w namiocie chciał nudę jakoś zabić
W końcu do tej wody wszedł ona musiała go tam zwabić
Niestety z niej nie wyszedł, koniec był właśnie taki
Już minął drugi rok od tego wydarzenia
Lecz się ciągle nic nie zmienia
Bo my dalej pamiętamy, cierpienia jego mamy to jak ubolewała
Wiadomość o syna śmierci do niej nie docierała
Nie mogła w to uwierzyć cały czas płakała
I rozmyślała czemu tak się stało, czemu te jezioro syna jej zabrało
Te szukanie odpowiedzi spokoju nie dawało
W końcu się z tym pogodziła i się pomodliła
Do naszej Matki Boskiej, aby go chroniła
Nie spotkamy również Krzyśka oddajmy hołd za niego
Od miesiąca kłótnie z żoną - nie wytrzymał dłużej tego
W końcu pętla na szyje, ziomek nasz nie żyje
Pamięć o nim w sercu mym nie zginie
Byłem na pogrzebie widziałem kupę łez
Nie mogli wciąż uwierzyć że to życia jego kres
Był pracowity bardzo dobry chłopak z nim wesoło zawsze było
Lecz od tak w straszny sposób wszystko się skończyło
A on osierocił swoje córy, teraz patrzy na nie z góry
A myślą ze ta miłość zburzy wszystkie mury
Agnieszko siostro ma kochana, przeze mnie niepoznana
Mimo tego faktu, na zawsze pamiętana, wyszła dusza z malutkiego ciała
Powiedz mi gdzie jesteś jak ci jest tam w niebie
Chciałbym tak bardzo stać przez chwile obok ciebie
Marzenia się spełniają, lecz czemu chwile tak szybko mijają
Mijają również kolejne lata a ja wciąż dziękuję,że podołałaś
Poczuć smak naszego świata, bólu jego nie poznałaś
I może dzięki temu, po urodzeniu zamknięto ci powieki
Bóg zabrał cie do siebie obyś żyła tam na wieki
[Verse 2]
To jest Ballada o śmierci, wiec podchodzę do tematu
Nadal pisze o sobie moje życie temat rapu
Ciągle pytania dlaczego śmierć to robi
Zabiera nam najbliższych i odbiera życie młodym
Mam jedno na głowie, chodzi mi o Mikołaja
To co się tam wydarzyło wie tylko moja mama
Mam dwóch młodych braci których kocham całym sercem
I jedna siostrę którą kocham razem ponad więcej
Miałbym jeszcze jednego tylko śmierć mi go zabrała
Nie otworzył nawet oczu, matka już go pochowała
Cala rodzina w żałobie, bez wyjątku załamana
Nie zdążyła go przytulic, a i tak go pożegnała
Teraz ciągle cierpi, dobrze wie ze nie jest sama
To jest Ballada o śmierci o mych bliskich nagrywana
I wiec kochana mamo, ze nie będziesz samotna
Postać Króla DPW to postać łagodna
To postać niezwrotna często tez nie stworna
Gdy trzeba KRL to postać potworna
I wiec kochana mamo ze ty tez jesteś mym Bogiem
Dla twoich wrogów KRL wiecznym wrogiem
Wiem ze każdy z was chce żyć tutaj jak najwięcej
Ja idę w życie dalej wraz z kolejnym wersem
Ten pierwszy chłopaczyna 23lata
Wypadek na motorze, zostawił brata
Zostawił żonę, dzieci, no matkę czyli rodzinę
No kto by pomyślał, że tak szybko zginie
Czas płynie a dzieci wciąż wołają tata
Wciąż płaczą nie wiedza czemu nie wraca
No ze taka praca no ile można tak tłumaczyć
że ten grób jest ich ojca w końcu muszą zobaczyć
Tylko że te dzieci niczemu nie są winne
Michał odszedł już go nie ma a tragedię tą przemilczę
I wciąż liczę na tylko jedna rzecz Boże
Ze wychowasz te dzieciaki jemu kobiecie pomożesz
A ten drugi wiec miłość nie jest święta
Zdradzony przez najbliższą, na jego szyi pętla
Powiesił się chłopak bo tak kochał ją nad życie
Ona miała go w dupie lubiła podwójne współżycie
Odszedł czemu - dlatego, że miał dobre serce
że chciał w końcu się zakochać jak w tej wymarzonej scence
Ja powiem dlaczego ten chłopak dzisiaj nie żyje
Bo chciał kochać był zdradzony i tego nikt nie ukryje
A ten trzeci i 200 kilo żywej wagi
Dla twej uwagi odszedł 2 lata temu
I nie pytaj czemu, choroba ludzi nie wybiera
świętej pamięci Krzysia Anioł już zabiera
Był mordą ponad mordy latał śmiało ulicami
By uczcić twoja pamięć Krzysiu dziś to nagrywamy
I najgorszy dzień pogrzebu dla jego ziomali
Pożegnali go łzami, obstawili grób zniczami
No i dziś przyznam, że ten czas szybko leci
Krzysiu światłość wiekuista niechaj do końca ci świeci
Ten czwarty, ale to nie był chłopak to było dziecko
9 lat umarł na raka a to gorsze niż kalectwo
A jego matka myślami jest tam gdzieś z nim
Chodzą po zielonej łące świeci uśmiechniętych min
Gdzie nie ma problemów, bo on dzisiaj tam przebywa
A w sercu swych najbliższych on zawsze bywa
I choć wasze serca, dziś nie bite życia pąkiem
To wiedz kochana mamo, że twój syn jest już aniołkiem