[Zwrotka 1: Igrekzet] Gdzieś tam jest Olimp, gdzieś tam Hades, gdzieś tutaj Twe wszystko i nic Jest to miejsce, w którym jestem, miejsce, gdzie rynsztok to limit Miejsce, w którym serce dzień w dzień myśli o ciele, jak się stąd wyrwać Witam pięknie w tym królestwie pierdolonego bydła I puk, puk, puk, do Twoich wrót już wita ból, zagroda płonie Ładuj obola do ust, może na to jeszcze czas Daj się innej, skurwysynu i popatrz w oczy swojej Świnie patrząc w ziemię nie wierzą w istnienie gwiazd Patrz - nurkuję w bit, nurkuję w Styks, gdy płyniesz nim na bujanych gondolach Masz mieć styl, poleruj na błysk lakierki, z których wystaje słoma Powiedz, jak się czujesz, biegnąc, mimo że nie masz dokąd spieprzać Powiedz, jak się czuje mięso czekające tylko na przemiał Oddzielam od plewy ziarna, kwasy od zasad, a jak Kiedy promenada krwawi w łatach, krawatach i szmatach Każdy puszczony gnój zawsze zawraca Przebijam głową mur #stajnia_Augiasza [Zwrotka 2: Wicher] To świat kukieł, w którym nie mogę wytrwać Krzyżak steruje każdym ruchem #religia Wojsko bez tożsamości atakuje państwa To przez ropę, którą we krwi ma garstka Biorą majątki, bo to życie w zaborach Z kości robią bransoletki #Pandora Boję się o każde następstwo Choć świat nie ma dla mnie horyzontu #Jacque Fresco Świat zapomniał o dawaniu szansy A co dzień w fawelach tylko rodzą się wygnańcy J. P. Morgan rozwija swoje żagle Wyczekuję chwili, w której Wall Street upadnie
Dość terroru, człowiek jest stale nikim Czekam na kolejny sabotaż Ameryki Linia między dobrem, złem się zaciera Z otwartej puszki Pandory została nadzieja [Zwrotka 3: Ad.M.a] Pewnie była jedna z wielu, tak jak Ty, tak jak ona Z tym małym wyjątkiem, że została żoną króla Pan i władca swego domu, pan i władca, musisz słuchać Robić to co on chce, co każe, taka jej rola Imię jak królowej Sparty, Ledy, Tyndareosa Dał jej ojciec, polonista, miłośnik Śródziemnomorza Była piękna, była młoda, gdy Amor ją upolował Dla samozwańczego władcy, co woli czyny, niż słowa Bo-bo bił ją katował, kość policzkowa Tyle razy pękała, tyle łez zna podłoga Tyle razy słuchała, jak zła jest z niej żona Gdy ona w milczeniu o cud błagała Boga I chyba ją wysłuchał, ktoś w końcu musiał Poznała dżentelmena, co chciał i doceniał I miał tatuaż na części przedramienia Co przedstawiał łabędzia, z mitu, jak mniemam Zeus go nazywała, nie miał nic przeciwko Z tą różnicą, że on nie zamierzał zniknąć Chciał jej dać to wszystko, czego tamten nie miał Czyli bezpieczeństwo, miłość i marzenia Z prawdziwego zdarzenia dom, nie więzienie W którym tworzą jedność bez hierarchii ślepej Chciała pożyć lepiej, powiedziała "rozwód" Jednak jej małżonek nie znał słowa "odpuść" Gdy ona wychodziła, do ręki wziął nóż Mówiąc „Ja lub nikt", wbił jej go w kręgosłup [Tekst - Rap Genius Polska]