[Zwrotka 1]
Dorastałem z praktykującymi Rastafarianami w bloku
Nikt z nas nie słuchał reggae, ale bongo stało zawsze na widoku
W nocy śpiew policyjnych syren tulił do snu, do snu
Moje oczy chcą widzieć świat jaki jest po prostu
Nie pamiętam ile jest za mną, każdy dzień zaczynam na nowo
Nie stawiam już ostrożnych kroków, każdy krok jest skałą milową
Moją małą przygodą, w sobie mam apetyt na więcej
Nie idę za modą, chyba że w modzie jest teraz być sobą
Siedzą i palą na szczycie Kilimandżaro
A wokół wszyscy robią z tego wielkie halo
Teraz stąd odlatuję jak balon, cała reszta to zło niekonieczne
Sami stworzyliśmy ten chaos, z mojego balona ulatuje powietrze
Jeśli chodzi o gaz to ten jest helem
Jeśli chodzi o rap ja jestem numerem jeden
Być może to mach teraz tak wpłynął na moje zmysły
Spokojnie mamy czas, najarać się zdążą wszyscy
[Refren x2]
Odpalam stuff i znów wchodzę gdzieś na wyższy pułap
To inny level jest, gdzieś wysoko w chmurach
I już odcinam się, nic nie zatrzyma mnie
Cały czas palę weed, poczuj ten klimat też
[Zwrotka 2]
Chciałeś być bliżej gwiazd, ta muzyka zabiera cię w kosmos
Lecimy jeszcze wyżej, nas nie obejmuje grawitacja, mam ostrość
Na nieskończoność, ale bądź gotów na turbulencje
Mam ich tu multum, rymów, szczurku, z każdym z kolejnych absurdów więcej
Na chuj tu psujesz mój vibe? Zabijasz moją fazę?
Nie jestem taki sam, zmieniam się za każdym razem
Kto dzisiaj uśmiech ma na twarzy? Eenie meenie miney mo
Całe moje życie, pieprzony minimalizm, mniejsze zło
I jaka nie byłaby prawda, mówię ją kyny
Mam w sobie światło i dbam o nie, nie zgubię go, kyny
Żyję w zgodzie ze sobą, więc nie myl mnie z tobą
Uważaj co zaczynasz, możesz skończyć pechowo
Moje słowa są śmiertelnie liryczne
Odmieniam te chore wersy przez przypadki kliniczne
Już pora kończyć show, jesteście fantastyczni
Pójdę za wami w ogień, bo nie mam zapalniczki
[Refren x2]