[Verse 1] Gdziekolwiek jesteśmy czujemy się jak na własnej dzielni Jacki, Jack'i, flaszki w Kenii właśnie lej mi Czas tu strasznie pędzi my mimo wszystko Mentalnie młodzi na zawsze wierz mi Z moim crew jestem w chuj szczęśliwy Bo te kilka lat selekcji wyłoniło tych prawdziwych Twoja ekipa chyba jeździ na wózkach Bo nikt nie stanie w twej obronie sam to ustal Nie będę udowadniał wam kim jestem Jaki jestem spytaj tych co mnie znają Respekt zyskałem poprzez czyny proste czyżby Większość wymaga szacunku nie okazując go nigdy Świat to intelektualny paraliż ale pierdole to Bo to walka z wiatrakami Raperzy walą konia pod swoje chujowe wersy, kminisz? Szczyt orgazmu spowodował zanik linii
[Verse 2] Pije do białego rana czarny poranek znowu Otwiera czarna kawa i dym z papierosów Kolejna noc taka sama ale to sposób By trzymać z dala przez moment zdarzenia losu Każdy mówi mi że to nie jest wyjście Zgadzam się z tym po części Często o tym myślę ale jak zrobię krok wstecz To przekmiń to tylko po to żeby się bardziej rozpędzić Przecież nie piję za błędy Piję bo dzięki temu robię się coraz bardziej obojętny Na chemii uczyli że alko ma taki odczyn Więc nic co ludzkie nie jest mi obce chłopcze Nastyk kurwa co za bit to już pierdolony klasyk Nie zrobi lepiej tego nikt Mierzymy wysoko ambicja styl i szyk ta Pato Pato w drodze na sam szczyt sprawdź