[Zwrotka 1: Mroku] Mamy piękne czasy, nigdy nie musiałem chwytać za broń Podziemnej prasy gdzieś w ukryciu czytać stron Nie wiem co to świst kul, smagał uszy wiatr Ten gwizd i ból nie zmagał w głuszy Tatr Nie musiałem bacznie z bronią, czujnie stać na straży Na kolbie z dłonią, bać ciszy cmentarzy Bać tego co zdarzy, z kolejnym szmerem w kniei A potem żywić się skrawkami nadziei Nie musiałem brać na cel kogoś jak ja I czuć, że muszę strzelić, zabić odgłosy sumienia Ustaw palce w „eL” i strzel na dwa A potem odejdź w pokoju, to moja ziemia Choć mówiłem nie raz – żegnaj, już nie wrócę Bo pożerasz, to wracałem do domu jak ptaków klucze Znaków się z tv uczę, choć to marna nauka Czuję się jak sarna, setka myśliwych mnie szuka Jeśli przyjdą spalić dom, usłyszę dzieci krzyk To jak dzwon cios poleci, krwi nie odmówi nikt Wezmę wiernego psa, stój - dzielnego jak dwa Wypnę pierś nie do odznak, w bój ruszę lwa [Refren: Mroku] W słowach niosę pokój, ale jestem gotowy do wojny
Jeśli przyjdą spalić dom jak grom ruszę na czołgi Wezmę wiernego psa, stój - dzielnego jak dwa Wypnę pierś nie do odznak, w bój ruszę lwa [Zwrotka 2: Mroku] Spokój był pozorny i pewnej ciepłej nocy Obudził się martwy - nie wolny, związany w niemocy Wolność nie jest stała, nie pominę tego faktu Nie znam prawdziwego smaku jej ciała, dostałem w spadku Nie walczyłem o nią w piachu i nie biłem z przekonaniem Że nad ranem z poczty gmachu nie zostanie nawet kamień Nie myślałem nawet brachu, do czasu gdy ze wschodu Ten cholerny odór strachu przybył jakby bez powodu Nie ma bez powodu, tyran zawsze znajdzie drogę By z narodu zrobić lód, potem cud - zamienić go w wodę Ruszę w rejs jak Tym, ostatnia runda Nawet w imię wszystkiego co mnie w mym kraju wkurwia Będę bił poniekąd, jak serce dla życia Ile sił, ile blasku w mej tarczy Będę żył jak rekord wyłącznie dla bicia Aż wróg opuści próg i powie - wystarczy