[Intro: Medium] Jak wygląda twoja miłość? Nasza wygląda tak... Co się stało z Ojczyzną? Czy musimy wam wlać?! [Verse 1: Medium] Rozkładam dłonie, bo wiem, że spadnie deszcz Takiej pogody dla Polski nie wywróżył żaden wieszcz Nadciąga ulewa, bo z serca człowieka wylewa się krew Nie umywaj rąk, bo nie zmyjesz się stąd! Zatykamy wlew! Deszcz kapie na parapet oczu Jeśli myślisz, że przechytrzysz monsun, to rozmyślisz się w kapoku Odkręcam prysznic z literek, karmię nim intelekt, leję treść Świece prognozują nam tu los ślepy jak kret Lej na TV - nie ma w mediach miejsca, gdzie masz przekaz Z nieba zwiedzam teraz troposferę, to powietrze trzeba czerpać z męstwa Ułożymy wał na tych bębnach! Polska z tego samego powodu korowód głąbów ma kopać nam orła? Morda! Bierz szalupę, wkładaj sztormiak, sztorm nadciąga! Kropla potu spływa Ci po skroniach, to meteorologia Boga Płacz! Stań pod naszym parasolem jako człowiek Bo stać na to wszystkich, chłopie! Czemu wolą leżeć w grobie z gnojem? (Powiedz!) Wiatr nawiał z kosmosu tych trzech proroków Jeden zaleje, drugi zachwieje, trzeci wysuszy wasz rozum Komu szaleje ciśnienie będzie cierpieć Lepiej zamknij okna, to opad słowa, z nieba nadciąga deszcz! I wtedy właśnie spadł deszcz, słony deszcz… Bisz! [Verse 2: Bisz] Ta ziemia domaga się głosu, jeśli nie dasz jej, zabierze go I zawsze znajdzie sposób by przekonać tych, co nie wierzą Że dusze są nie tylko w ciałach, ziom, nadjeżdża eszelon Powodzi, epidemii, ziemi trzęsień, żeby zmienić coś Brzegi rwą, wzburzone wody, lody topią się Młodych dziewczyn oczy złaknione mody wpatrzone w schody donikąd Ptaki obsrały pomnikom ramiona, kona naród Do krwi zagryzając wymiona cielca ze złota Kto ma to zmienić, jeśli w domach się ceni Jedynie to, na co nasi przodkowie tylko by splunęli? Kto ma przywołać ich pamięć by zdołali się przebić
Przez omamiony tłum wrzeszczących niewierzących wierzycieli? Nie widzą nic poza tym, co im należy się Choć tak naprawdę należy wpierdolić im należycie Widzę życie i wiem, że powinno być inne Lecz nikt nie kiwnie palcem u nogi by choć trochę tu polepszyć się "Pieprzyc je!", krzyczą gotując zagładę wnukom Ukoronowanie głupoty: władzę dali nieukom Ale Gaja nie ma zamiaru tylko przyglądać się Bój się z nimi albo z nami ciesz, nadciąga deszcz! I wtedy właśnie spadł deszcz, kwaśny deszcz... Tet! [Verse 3: Te-Tris] Nasz Nowy Orlean, nowy początek, nasz nowy świat Chore komórki odeszły, to jak wyleczony rak Płat mięsa, niedopieczony stek bzdur Już zmyła bryza, której czasem nie widać, lecz czuć! Eks król, co odszedł ze świtą o świcie Kałuże nie ubrudzą już tafli, jego odbicie; marzyciel! Zastanów się! Teraz możesz mieć wszystko w życiu Szlak boso po rosie, bez dywanów z erytrocytów Fałszywą miłość kładę na ołtarz tym deszczom Z sufitu z wolna spada kropla, I'm sorry Mrs. Jackson Jak dziecko uwierz, jest tutaj po to, żeby ci dawać wzrok? Schowaj parasol, umbrella ella ella, świat miał dość Zapada noc, pora budować coś na tych zgliszczach Łzy po policzkach, krople po rynnach i gzymsach Niech bije olbrzym pod żebrami, nie spod Giewontu Spójrz! Dziś lało nie tylko na Brackiej, w końcu! [Zwrotka: Medium] To jak wygląda twoja miłość? - wiesz Jestem reporterem, niosę wieść, press, play To jedyne medium, które opłaca się w domu mieć Deszcz ciął cząsteczki tlenu tych systemów Wszedł szatan, szedł w szatach, a pustynia wysuszała gardła I właśnie wtedy zobaczyłem rzekę rwącą Rwąc mocno wiosło prąd popchnął ponton w potok Wyrzucił mnie na drugi brzeg, nic nie zabrał, nie Unieś w powietrze swoje 'nie' i śpiewaj pieśń! [Outro]