Jestem królem, raperzy mogą jeść palcami
Mam 127 powodów, by umrzeć
Następne mi dołóż przy otwartej trumnie
Twoi ulubieni raperzy nie żyją
Dlatego jadę tak te wersy, jakbym miał zginąć
Pierwszy podziemny raper, co ma flow, technikę
I głos, i zjada nawet papier
Nie mam odciśniętej dłoni w betonie w miejscach kultu
Ale masz moje słowa na podeszwach butów Samozwańczy król podziemia, rozsławiony zaproszeniami do współpracy ze strony WhiteHouse, Eldo czy Szybkiego Szmalu oraz konfliktem z VNM-em, narobił jeszcze więcej zamieszania krótką, wydaną niezależnie płytą „Gorączka w parku igieł”. Wydawnictwo było inspirowane kultowym w pewnych kręgach filmem Olivera Stone'a „Urodzeni mordercy”. Przyniosło bardzo dużo krwi, pogardy, mocnych, niejednoznacznych treści. „Umrę młodo” to kawałek, który na długo zostaje w pamięci, będąc zarazem popisem stylu i charyzmy Jimsona, jak i jego lirycznego potencjału, z nieszablonowymi skojarzeniami oraz bezwzględną metaforą na czele. Słuchasz, przechodzą cię ciarki, czujesz toksyczną pasję i niezdrowe emocje. Zupełnie nie przeszkadza pewność siebie artysty, wręcz przeciwnie – budzi ona duże nadzieje związane z jego przyszłością na scenie. No i tutaj następuje zgrzyt – pochodzący ze Słupska MC najpierw się ukoronował, po czym szybko umarł dla rapu i nie poszedł za ciosem. Dobre przyjęcie właściwie wszystkiego, co zechciał swoją ksywką firmować, nie przełożyło się na chociażby jedną płytę wydaną w oficjalnym obiegu. Szkoda! Tym bardziej że jedne znajciekawszych wersów w „Umrę młodo” – „Dzieci nie mają butów, ale mają karabiny / Giną bez skutku, bo żyją bez przyczyny” – nie pozostawiają wątpliwości, że mamy do czynienia z raperem nietuzinkowym