Kłamałem, co poniedziałek jeżdżę na golfa
Dziś wszedłem na kawę, czekałem aż będziesz wolna
I cholerna intuicja, czułem od dawna
To fikcja nie magia, wieczność pryska jak bańka
Kłamałaś, do domu nie jeździsz metrem
To metroseksualny przekręt w BeeMce
Lekkość, już nie przeklnę cię więcej
Wyszedłem, obrączka w literatce po setce
Kłamałem, w biurku trzymałem rewolwer
Nie prezent dla ciebie, dobrze, że mam go w torbie
Trzy kule, szykuje nam piękny pogrzeb
Więc odbierz to jak prezent i przestań skomleć
Kłamałaś, że nie kręci cie seks w aucie
Nie przestawajcie, teraz chcę na to patrzeć
Ołów łamie czaszkę, poczuj krew i klękaj
Pamiętasz? razem na zawsze, razem do śmie. kła
Biblia kłamie, tak samo jak Koran i Tora
Kapłani zbierają armię terrorystów w kościołach
Młodzież ucieka w pseudo proroków na forach
Nie chcę filozofów bo okłamują ich w szkołach
Rodzice w domach pełnych miłości
Dają nam życie w inkubatorach zamiast wolności
Nam płynie pot po skroniach bo już w młodości
Wmawiają nam, że w naszych dłoniach jest los ludzkości
Ja w twoich ramionach chcę odnaleźć przypadkiem
Wiarę w jutro bo straciłem ją szybciej niż matkę
Więc nie mów, że mnie kochasz na zawsze i zaśnij
Jutro okłamiesz mnie po raz ostatni
Zdaję sobie sprawę z tego, że to co było między nami
Było złożone bardziej niż origami
A miasto spisało już kolejną z kronik łzami
I ciągle zamiast nas chronić - rani
Ty nosisz pod paznokciami coś więcej niż strzępki ekstaz
Drapane z moich pleców gdy ci brak powietrza
Nosisz kłamstwa, które chowałem gdzieś w podtekstach
Chociaż niejeden raz prosiłaś mnie, bym przestał
Teraz wiem, pozostał nam już tylko niesmak
Po tych kłamstwach ukrytych w dyskretnych gestach
Niech ten bas jak balsam koi ból przez moment
Jutro okłamiemy się ostatni raz i koniec