To jest problem wiesz, dusi mnie wszechświat
Chcę złapać oddech lecz brak tu powietrza
Mam fobie, bo kłamią nawet gwiazdy
Jedyną drogę do szczęścia widzę w eutanazji, idę
Szukając prawdy idę tedy właśnie
Nadziei szablon przebijam w sercu odchodzę na zawsze
Zdejmuję maskę to mojej odwagi dowód
Kończąc walkę kładę się do grobu
Teraz gram jako mistrz własnej ceremonii
Nie mam majka dziś wyjątkowo z różańcem w dłoni
Ludzki egoizm zamieszania sprawca olałem kompromis
Idę w stronę światła, idę
Prowadzę mój tonący w cieniu orszak
Widzę wasze twarze oczy z których płynie rozpacz
Widzę coraz rzadziej tutaj twoją postać
Mija kolejny tydzień i wciąż trwa ten koszmar
Coraz bliżej i te same uschnięte kalie
Ten sam znicz ja samotny coraz bardziej
Dziś nie ma nikogo znów, wiesz to przykre
Ale dawno wyschły łzy, grób przykryły liście
Dalej myślę, czy ze mną prysną czar mój
Nie ma nikogo nikt od dawna nie patrzył w marmur
Nie czułem wtedy nic ale teraz się boję
Dzisiaj zdycham ze strachu, wiesz to jest chore
Znikam wchłonięty przez kosmos to jakieś fatum
Chcę iść prosto ostatni raz poczuć zapach kwiatów, ratuj
Tracę ostrość, płaczę biorę udział w grze chociaż nie jestem graczem
Czuję się źle wiec odmawiam pacierz, chcę pokonać lęk teraz
Wiatr łamie mi kości wiesz umieram
Lecz stoję tu nadal i nadal czekam
Chociaż księżyc podpowiada mi żebym uciekał
Mam gdzieś wasze prawa pieprze wasz kodeks
śmierć to dla mnie awans, czas ruszyć w drogę
Zrzuciłem balast potocznie zwanym życiem
Wy z każdym dniem płaczecie coraz ciszej
To jest ten czas nie mam już siły krzyczeć bo to jest ten czas
By nadstawić drugi policzek