[Intro: Wigor]
Wybiła godzina duchów
To kolejny dzień żywych trupów
[Zwrotka 1: Wigor]
Zaganiani bo zafrasowani ludzie
Zaabsorbowani codziennymi sprawami
My pośród nich przemykamy niezauważalnie
Dostrzegając tych, co rzucają się w oczy momentalnie
Gdzie nie spojrzysz w promieniu
Twarze zbliżone zobojętnieniu
Schowane we własnym cieniu
Świadomie usiłują zmieszać się z szarym tłumem
Tyle, że widać ich zmieszanie i fikcyjną zadumę
To nie fabuła tylko dokument dla mich tożsamości
To jedyny argument, że w miejskiej społeczności
Współtworzą postument ale tylko z konieczności
Ktoś przecież musi odwalać czarną robotę
Tania siła robocza haruje za polskie złote
Blade, pomarszczone twarze, robole co jadą potem
Albo gorzałą, pieniędzy ciągle za mało
Od rana do wieczora znowu będzie się harowało
W pocie czoła jak zdoła to jeszcze weŹmie nadgodziny
Słania się na nogach, nie ma siły dla własnej rodziny
Ale jedzie, bo strach żyć mu w biedzie
Mało co nie wykorkuje, ale pracodawcy nie zawiedzie
[Refren: Juras, Wigor]
Ziom bez wygłupów, to dzień żywych trupów
Statystów na ulicach ludzi słupów
Ty widzisz ich, mijasz ich, żyjesz pośród nich
Martwych postaci z zakrzepniętej krwi
Ziom bez wygłupów to dzień żywych trupów
Statystów na ulicach ludzi słupów
Ty widzisz ich, mijasz ich, czasem sobie drwisz
Lecz nie jest do śmiechu trupom bez oddechu
[Zwrotka 2: Juras]
To nie są opowieści z krypty
To rap o świecie, w którym tkwisz Ty
To o systemie, w którym drzemie magia voodoo
Która zwykłych ludzi zamienia w żywych trupów
Opętani szałem zakupów zombi są skąpi w emocje
Chyba, że widzą promocje - to co innego
Wtedy biegną, nie patrzą, walczą
Tratując jeden drugiego
Jak w Media Markt, tragedia fakt
W bezwzględnej walce o kamerę
Na drzwi atak, litości brak
I trach - dźwięk łamanych żeber
Kilka na sygnale "Erek" i po kłopocie
Co dzień można pisać o ich głupocie
Lecz gdy słońce zachodzi coraz dłuższe kładąc cienie
Wszystkie trupy chowają się pod ziemię
[Refren: Juras, Wigor]
[Zwrotka 3: Wigor]
Od samego rana w mieście zaczyna się dramat
Miejska komunikacja po brzegi wypchana
Ludźmi, co wpółprzytomni wyglądają jak zombi
Z tygodnia na tydzień coraz bardziej są ułomni
Mentalnie, nie ustąpią, pchają się nachalnie
Jak człowiek upadnie, to jeszcze go zdepczą
Nie zauważą tego, nie chcą, za bardzo się spieszą
Patrzą w próżnie, jakiś bełkot do siebie szepcą
Idą tą swoją zaprogramowaną trasą
Zlewają się z tą całych żywych trupów masą
Są zarazą i zarażają innych
To machiny, tryby robią z ludzi pół żywych
[Zwrotka 4: Juras]
Nowy dzień - otwierają się trumny
I z katakumby wychodzą żywe trupy
Snują się jak lunatycy na ulicy są ich hordy
WeŹ czasem popatrz na te mordy
Mózg, mózg - każdy trup jest głodny
Są tuż, tuż, więc zrób coś by uciec zombi
Nie daj im się ugryźć, bo staniesz się podobny do nich
Żywych trupów zamulonych
Co prawda, nie zawsze tacy byli
Ale uwierzyli na słowo innym
Że są bezsilni, oddali walkowera
Żyją tylko po to, żeby umrzeć i iść do nieba
Każdy trzeba nie potrafią podjąć walki
Odbici przez kalki są jak pralki z popsutym bębnem
Sednem sprawy jest próba naprawy
By żyć bez obawy - dla Was żywy rap z Warszawy
[Refren: Juras, Wigor]