1 Się zmieniam na gorsze i nie wiem czy w ogóle mój progress cieszy mnie Już prędzej na laurach tu spoczne i wszyscy od razu odetchną z ulgą To wszystko co o mnie, to wszystko co o nas, i wszyscy o wszystkim to tylko jest klamstwo Ja powiem, że mam coś - oni uwierzą I powiem kto dał mi to od razu do niego polecą, by nie zostać w tyle Nakłamie też jeszcze, że jestem motylem, wiadomo spytają kto gdzie i za ile Lecz, latać nad wami bardzo nie lubię, może to presja i życie tak mi kazały Odróżniać od stada się, nie bać też łez Dostrzegać codziennie piękno w szczególach i freskach twarzy każdego z was Lecz, ostatnio malują się tylko same abstrakcje - malarz prostoty i piękna chyba na dobre już odszedł Spoczął samotnie, topiąc się w łzach jak prawdziwy, wierny, asceta oddał się innym, zapomniał o sobie Zasnął jak niewinne, naiwne dziecko, gdy w tle cały świat, - cały świat Nie pytaj o przerwe, wiem chciała byś więcej Nic nie dostaniesz bo jestem jak tester Powąchasz, pomarzysz i powiesz - "zbyt cenne"
2 Klik, zastrzel mnie proszę i git Nie będę miał za złe Ci nic Po co mi tkwić w tym jebanym syfie Może przejdziemy na ty, to dawaj na wódę i weed Zamknij swe oczy i pstryk, chuj wbite w kwit, ale chcę mieć polisę Na życie, zostać mistykiem, mieć ten szacunek do kobiet i rzeczy nabytej w naturze jest wszystko ukryte - twoja kurewska odpowiedż na życie Dziś, nie mamy nic od pełnych portfeli po puste butelki Być, jak urywany film - ta kulminacja prowadzi do śmierci Nie szukam już prawdy - bo nić Ariadny została spalona Życie jest piękne - powiedz mi jeszcze, jak mam się kurwa zachować Ty, zamknij już pysk, nie mów o rzeczach i sprawach przyziemnych, nie biorę tez reszty jebać podteksty Pierdole podatek i statuts społeczny Żyję codziennie jakbym miał pełnie, po co się w życiu hamowac? Zbuduj swą trumne, język ci utnę i zacznę tam ciebie pakować Ulica - miasto, wieczór i balkon - czuję, że zaczynam skonać Swiatła już gasną, masz mnie na własność - topisz się w moich ramionach