Ej piękna, patrz, wers mam, dałaś mi dead-line
Wymiękam I gasnę, gdzieś uciekł mi sens, ja
Czuję, że nie zasnę, twój smak mam w mięśniach
I ten stan posiadł mnie na własność
Ty masz to I wiesz, że ja też mam dar
Coś czego nie rozumiem, ale jestem tego wart
Umiesz? naucz umieć, wiesz, ja gubię się w tłumie
Nie wiem czemu, ale czasem ludzie wywołują strach u mnie
Spójrz, stoję tu, rozwiązany
Tak jak ef I es zet gubię ląd pod stopami
Gdzieś wyplułaś mnie na rogu Tesco i torów
Więc witam dziś horyzont szukając nowego domu
Kiedyś to był nawet ziomuś, nie tak dawno
Teraz tylko powód, żeby wkurwiać
Się na darmo
"chuj z tą panną" - mówią kumple
"przestań, teraz chlej, będzie lżej
Znajdziesz dwa razy lepszą"
Nie ma lekko, jak Electric Rudeboyz
Mieliśmy ten flow, o który dziś tak trudno
Nie mam złudzeń, wiem, że znów muszę szukać
Jednak kiedy spadam w sen jest mi źle bez ciebie tutaj
Znowu sam śpie, nie
Mam do kogo wracać
Snuje się, jak to jest, że nie piłem a mam kaca?
Czuję krew w skroniach myśląc, że jednak
To prawda, pamiętam, powiedziałaś "jestem pewna"
Mijam cię wzrokiem ponieważ nie mogę
Opisać oddechem kształtu twoich powiek
Klękam przed echem zaklętym w głębi oczu
Mógłbym być każdą z rzęs, ale powiedziałaś "po co?"
Według mnie nie ma drugich takich ust
Jesteś jedna jak jeden zdobycia ciebie trud jest
Biorę na spacer nieistniejącą chwilę
Jesteśmy razem, ja muskam twoją szyję
Dotykam ramion, zmysłoma pięciami
Obojczyk daje ciepło, pozwalam się nim karmić
To jedno umiem robić, wiesz, kochać miłość
Twój brzuch jest jak mech, chcę znów mieć przywilej
I objąć cię, przez aksamit płynę
Jak szept daj mi dźwięk, który z kolei da siłę
Mijam cię wzrokiem ponieważ nie mogę
Opisać oddechem kształtu twoich bioder
Między powagą a mimochodem, dumam
Definiujesz doskonałość, urodziłaś się w tych pumach
Nie ma drugich takich stóp nikt, jesteś jedna
Anatomia twoich kolan stylem przypomina wersal
Jesteś dla mnie bożą iskrą, falą cudów
Kiedyś nasza była przyszłośc, dziś podnoszę ją z gruzów
Tak wyszło, zmieniam smak na gorzki
Upijam się sam sobą kiedy układam te zwrotki
Odpychając teraźniejszość patrzę za siebię
Tego nikt mi nie odbierze więc mam czelność
Cichy błękit zwierzeń, ślepa czerwień imprez
Ból naszych ścięgien gdy mogliśmy być ciszej
Było pięknie I dziękuje za to wszystko
Jednak tęsknie, jestem coraz bliżej
To przyszło do nas nagle, pamiętasz?
Ja byłem lapsem, jeszcze wtedy nie przebiłaś pępka
Pamiętasz? ten korytarz, potem chata
Dwie wiosny, dwie zimy, dwa lata
Wspólne wnioski docierały nas, wierze
że to co stąd wyniosłem pozwoli mi żyć szczerze
I wierze, że przede mną drzwi stoją
Narazie moje wnętrze stylem przypomina OIOM