Padał deszcz tej nocy Niebo pełne łez Nie pamiętam dzisiaj, Może to był sen Zamykałem oczy, Gubić chciałem czas W bramie pusty śmiech Tak się chciałem bać... Kiedy szła ulicą, Mokra tak jak ja Czułem oddech nocy Zimny jak ze szkła Miałem ciepłe ręce I spokojny czas Moje wolne serce Zabierało nas Odjeżdżałem z nią na tamtą stronę Uciekałem z nią tramwajem w las Nasze oczy jakby przez zasłonę Oglądały świat Delikatne ręce I czerwony płaszcz
Trochę smutny uśmiech W kapeluszu z gwiazd Kradłem ją garściami Upijałem się Aż wieczorną rosą Odchodziła gdzieś... Od tej pory zawsze, Gdy przychodził zmrok Na ulicy stałem Minął może rok Bym nadziei siłą Czekać jeszcze mógł Do tramwaju wsiadać Nie zabroni Bóg Odjeżdżałem z nią na tamtą stronę Uciekałem z nią tramwajem w las Nasze oczy jakby przez zasłonę Oglądały świat Odjeżdżałem z nią... Odjeżdżałem z nią... Odjeżdżałem z nią...