Pyk, myk, figi didab fiku miku Już w innym pokoiku Zamykam oczka na boczkach nisze Kołyszę do bitu Biorę oddech nie panikuję Nad mą niby landią, pruję w izolofoteliku Gdy co nieco skręcam włączam migacz tiku tiku Wszystko mi dynda jak jaja i faja u jamników Z mego ego kokpitu to ja kontroluję mój móżdżek Nie on mnie, a więc przenoszę nas do witu A co to jest to witu? to to co wy mi tu? Nie, to pola nana namalowana słoneczną nutą Utopi smutki bez kredytów i kwitów Witu to mitu kraina gdzie nic nie jest do kitu Sobie to wyedytuj tu Uczę się sztuki cierpliwego zdobywania szczytów Mówią, że jestem Mentosem w hip-hopowym piórniku Co z tego gdy nikt nie rozgryza mnie ani mego mętliku Już nie wyliczam wyników a życie czynię ciągiem wideoklipów Trochę w nim dramatu, trochę w nim dowcipu, ha ha Dziś nie wystawiam faktur, dziś należę do VIP'ów Macha weź i usiądź ze mną na słonku koło domku Chwil halucynogennych jak mak Gdy coś będzie za trudne doładujemy Sobie IQ kartą Tak Tak A w faktach powiedzieli, że NASA Przyznała mi migdałów masaż za to Że noszę kosmos we łbie W tak przyziemnych czasach A wszystko to w Łukęcinie na wczasach Gdzie zaprosił mnie dyrektor tego ośrodka Jan*sz Lubikwasa Miał jeszcze trzy takie kompleksy W tym jeden taki, że Prawa ręka z pleksy cuchnęła mu jak wędzona kiełbasa Przez to nikt nie odezwał się do niego na portalu nasza-klasa A koledzy na WF'ie zawsze śmiali się Z jego kuśśśtykających fikołków na matach Żal mi serce oplata Znowu jak TGV po torach pływam po tematach I wtedy tamże wszedłem na stołówkę, a tam Przy stoliku obok sztucznego kwiata
Który wyglądał jak Gonzo Na podwieczorek cały ten Polski kisiel wsuwał formuły Mistrz świata Fernando Alonzo Myślę może ma brata, który lepi tu pierogi Ale widzę jak dociska prawą nogę do podłogi Nie wierzę szczerze leżę na bruku W myślach tłukę talerze i ocucam się w ich huku Po godzinie wystrzeliłem jak z łuku Podbiegam, pytam czy mogę autograf A on odpowiada mi jasne Lucu Wtedy witamy się ukłonami Pytam - panie Fernando Cóż pan nad Bałtyku falami Przecież polskie morze kiedy nie zamarza Cuchnie grzyboglonami A Fernando mi na to Wiesz czasami pomiędzy wyścigami Wpadam tu i tam by zainwestować trochę money Wiesz na polskim wybrzeżu chcę założyć sieć Ekstrawaganckich supermarketów z kontrabasami Wiesz Pobierowo, Dziwnówek, Mielno wiesz Wpadłem też by wykupić waszą Cepelię I rzucić ją na świat jak granat odłamkowy Wiesz za rok to będzie koncern światowy Dokoła globu eksport masowy Jutro w Nowym Jorku ostatnie rozmowy Detale na finale Co do wykupienia wieżowca od ONZ Pod światową centralę A na szczycie dwustumetrowy Neon Cepelia co wieczór jak fajkę sam odpalę No a tak przy okazji to chciałem Sprawdzić czy to prawda Że pewnego razu w Wiśle Żył sobie śledź, który nieźle śledził łzy Złych śledzi dzięki miękkim zwojom w umyśle Mówiąc ściślej (x2) Żył sobie śledź, ślepy śledź Który lubił myśleć o ślepym ośle Który oślepł, bo ślepo wierzył Że mu życie samo szczęście przyśle Żył sobie śledź, ślepy śledź Który lubił myśleć O tym czy być czy mieć Czy czynić raczej dobrze czy Źle Życie to bajka