Gdybym mógł zmienić świat to bym zaczął od siebie Bo, że tak łatwo to zrobić to pierdolenie Nie chcę pokoju na świecie, tylko braku niepokoju Żebym zaczął to życie mieć pod kontrolą Jestem sobą i nie pękam, to niby osiągnięcie Kiedy klękam i tak przewyższam konkurencję To zbyt łatwe, bo chcę coś więcej, znaczy Zanim zasnę, chce trafić w te lepsze czasy Przyszłe czasy to, kurwa, nie tylko perfect Choć skutki tych ruchów nadal są we mnie Tyle w życiu spierdoliłem, że nie liczę ile To prokrastynacja w tragedii pomyłek Kiedy wtedy tu trafiłem nie liczyłem na nic Chciałem żyć, rapować, nielegalnie dla nich Kiedy na dłużej osiadłem to tym bardziej Nie wiedziałem, że te teksty kiedyś będą martwe I że każdy mój tekst będzie o tym samym Kiedy tłumi tylko szum w głowie dotyk stali Kiedy stoisz najebany, gdy budzisz poranek Kiedy słońce wstaje, wiesz że przejebałeś Skrecze DJ Te
Kiedyś emocje jak frajer kładłem na dłoni Ile razy odmawiano mi, sam kurwa policz Nieraz czułem się królem w świecie gamoni A i tak z tego satysfakcji tyle co nic Nie żałuję tego, musiałem przejść przez to By po kilku latach umieć dać życie wersom By poprzeć to czymś co łamało mi serce I chuj w opinie, że to słabo nawinięte Wchodzę na mikrofon, schodzi ze mnie presja Tu gdzie mieszkam to jeden z bloków osiedla Drugi z bloków to pustka, którą wypełniam Trzeci blok to ten, którego chciałbym nie znać Czwarty blok, to ten, w którym są moi bliscy Przez tych ćpunów pod nim ciągle noszę blizny Ale zawsze tam wejdę, jak tylko zechce Choć schody mają kręte, windy niepewne I choć drogi nieprzejezdne jak ide ulicą Chcę tu zmienić siebie, a ich nigdy w życiu To mój hołd dla tych osób, ile komu w sercu Tyle miejsc, w których są, nawet jak tego nie chcą Yo