Zgliszcza. Takie już prawo wyrastać z popiołów.
Wiatr rozrzuca kwiaty przejrzyste jak szkło.
Podaj ręce, kochana, które ku temu są,
by się zamykać jak koło.
O lasy niewidzialne, knieje, co się chylą,
i oddech ich na ustach, i u powiek szept:
Wiesz, miła - po tych gruzach, co przerosły gniew,
będziemy duchów chwilą.
O, bo słychać muzyki i nie takie,
które we fletni grajek przynosi i gra,
to od tarcia skrzydeł, to gdy po rzece kra,
które dopiero kończą się ptakiem.
Nie trzeba śnić, aby ujrzeć płomień w obłoku,
a gdy zobaczysz dłonie bez ramion - też nie sen.
Krążenie jak poczynanie i łuny pęd
i widać tak wyraźnie jak twarz w potoku.
Takie już prawo nam rosnąć czy ginąć,
sok wprowadzać w spalone łodyżki ciał,
gdy przy nas duch. A ja widziałem: stał
nad nieobeschłą kształtu gliną.
Bo w rośnięcie naoczne uwierzyć czym jest,
gdy się tak pręży i zorza wstaje nad nimi?
Oto twa głowa na piersi i czuję serca łez,
w każdej z nich anioł ukryty - nim spadnie.