[Verse 1] Spadam - chciałbym chwycić się za grań Spadam - to jak wymiana zdań Wewnętrzny dialog pomiędzy światem żywych A tym od prawdy bardziej prawdziwym Jaźń wzleci! Wyżej i dalej Choć ciało pochłonie trzask pragnień i marzeń A duszę ostawią jak sosnę - rozdartą Dzioby rozszarpią gdy zjawi się ptactwo Robactwo, rozkład, ginie materia Dzioby i pióra, i zbliża się pełnia I wzgórza, i głazy, nikt już nie płacze I tylko łka cisza, na wietrze kołacze Gdzie spokój i gniazda, i kruki, i wrony Gdzie Wołowiec grzmi nad szczytów korony Jestem spełniony choć lot mi niedany Rozbiję ciszę łomotem o skały! [Verse 2] Chciałem coraz wyżej szukać Boga
A może go oszukać? A tu tylko słota Jesień i nawet nie wiem kto umiera Co znaczyć wśród drzew ma słowo "teraz"? Czy liczy się czas gdy widząc tak wiele Przez dusze wisielcze zionące cierpieniem I nędzę! żałobę lejącą strumieniem Krew bogom wydarta płynie dla Ciebie Gnida u stóp schodów w absolut Niedany mi lot, niedany mi powrót Choć stanę u wrót choćby i Nawii Będę wciąż grzechem i krzykiem plamił Godność tych wierchów, szczytów i grani Choćbym świat nowy za sobą zostawił I choćbym był Bogiem, którym nie jestem Będę dla świata odległym szelestem! I choćbym był Bogiem, którym nie jestem Będę dla świata odległym szelestem!