[Zwrotka 1]
Morza szum, ptactwa śpiew
Nagie ciało pośród drzew
To krew- żywica, białe lice
W czerni kory- szubienica
Na rozdrożu dla wędrowców, których
Szlak zawieruszył pośród burzy
Drogowskaz, może ostrzeżenie, pytasz
Odpowie Ci tylko piołunowa cisza
Zagłuszana przez malutkie skrzydełka
Ciem , co obsiadły pień by spijać krew
Moczyć ciała w rozterkach, tych
O których świat już nie pamięta
Śmierć jest konsekwencją życia
Więc przyzwyczaj się do myśli
Że zawiśniesz na gałęzi śród liści
Tak jak inni już zawiśli
[Zwrotka 2]
Sadzę drzewa, z których rosną szubienice
Piekielna ironia, by zasiane życie
Obradzało w śmierć, bo skręcone korzenie
Poprzez gorzką ziemię chłonęły cierpienie
Owocem drzewa śmierci są konopne pętle
Zawieszone w czasie i przestrzeni na przynętę
Drzewo jest cierpliwe, a gdy świat się skuje lodem
To paradoksalnie opłynie jeszcze gęstszym plonem
Wiem, że też widziałeś pośród mgieł białego wosku
Monument jak świątynie, gdzie padali do stóp
Wyznawcy jej uroku ukrytego pośród znaczeń
Które się zanoszą płaczem pomordowanych marzeń
[Break]
Zgnijesz jako owoc
Drzew piołunowych
[Zwrotka 3]
Próżno szukać Żercy albo choćby jego śpiewu
Przy olchowym brzegu wyrywa się języki
Darmo wznosić krzyki, gdy zalewa kalafonia
Milcz, bo wrony wydziobią z głowy twoje słowa
I zlecą się motyle, nocne jak ta ciemność
Tu życie jest jak Bóg, wzywany nadaremno
Teraz wiesz dlaczego każda jedna zmierzchnica
Przywdziewa trupią główkę na swoje oblicza
Inni palą mosty, ja ich nawet nie buduję
Wciąż się gubię pośród przęseł zespolonych z trumien
Sztuka błądzenia opanowana do perfekcji
Oblecą mnie ćmy i wrony podczas sekcji zwłok