[Verse 1]
Ona wielbi topić nagie ciało w pręgach
Rdzawych wstęgach, w skutki jest brzemienna
Walka z porcelaną - to modlitwa co rano
Tak jak mi przykazano, by kontrastem plamić białość
Mam do niej słabość gdy gałęzie, odnogi
Kieruje wszędzie, od ścian po podłogi i duszę
Gdzie dąży - nie pomnę, bo gdy za nią pobieżam
Wsiąka jej lepkość w przestrzeni obrzeża
Ze sobą zabiera część mojej historii
Nie w glorii skąpanej, a ciemni insomnii
Dławią mnie myśli o jej rodowodzie
Słodka jak -wiść, a cierpka jak fobie
Gdy pytam ją szeptem- wkrada się w fugi
Ornamentem odpowie jako cień długim
W słowa związanym
[Hook]
ARH+, ARH+
ARH+, ARH+
ARH+, ARH+
ARH+, ARH+
[Verse 2]
W erozji mięsa znajduje żleby
Podle własnej potrzeby zalewa tuszę
Ze zboczy ciała umyka wprost w duszę
By zgładzić jak muchę ścierwo tak kruche
Nie zegar odlicza czas, a krople
Cieknąc formują tereny podmokłe
Konwulsji nocnych emocji
Znów płaczą krany i rur pajęcze sieci
Od niej wilgotny poczynam bredzić
Ja słucham, zamieram, jak Makbet Lady
Swe dłonie składam w posocze przysięgi
Świadczony plamami na zewnątrz i w środku
Tą skazą diabelną rozkwitłą w zarodku
Wyciekam sam z siebie by ostawić padło
Na żer gawronów, bo tak mi przypadło...
Umierać za życia
[Hook]