[Zwrotka 1]
Chwytam demony w rzeźbione duszą lustra
Uśmiecham się do nich, czekając jutra
Zapewniam rozrywkę rozbieganej psyche
Jak statek w butelce jestem zakładnikiem
>>Hoduję potwory pod deskami łóżka<<
Jakaś siła spod niego ich nie wypuszcza
Tresura jest żmudna, jak tych za szafą
Co śmiać się potrafią gdy ludzie się ranią
Lorazepam w pogotowiu, zarzygana pościel
Wczoraj byli u mnie goście w odwiedzinach
Znowu się zaczyna, na stole pamiątka
Po dawnych obrządkach szeleszcząca folia
Błyszczy jak złota kolia, łykam jej perły
Zatapiam się w umyśle biernym
Daj spokój proszę, nie ciągnij za nogawkę
Stapiam w jedno sen, maszkarę, jawę
[Refren]
Odciśnięte piętno jak ostatnie piętro
Chciałoby się skoczyć, ale przecież się przyrzekło
W szafie czyha piekło, monitory palą wzrokiem
W mieszkaniu czuję gaz, czuję ogień
[Zwrotka 2]
Łypią na mnie z luster ślepia pobratymców
Nie trzymam ich dla zysku, to nie żaden towar
Ani nie umowa, tak naprawdę to się kocham
W ich pięknie i uroku mroku
Ludzie mówią, daj spokój, człowiek, zwariowałeś
Ale zawsze miałem talent do widzenia poczwar
Ta myśl kiełkowała aż wreszcie dorosła
Była brudna jak w rękach księdza hostia
Zamknięte w żyrandolach krwawiące ideały
Jestem człowieczkiem, jestem taki mały
Impy się zaopiekowały, kiedy było trzeba
>>Zamiast ludzi widzę tylko wisielcze drzewa<<
Rano sprawdzam skrzynkę, przychodzą nowe listy
Piszą do mnie plugawym atramentem krwistym
Nie chcą iść do grobu, zimna jest im gleba
Więc uchylam im rąbka domowego nieba