[verse 1: Kosińska aka KOSA]
Powieszę Cię nad framugą jak codzienną świętość
Pierwszą powszechną matkę moich trosk
Z samplem na modłę jakoś tak przedwojenną
żeby dosolić nam bólu z dawno obcych rąk
Skrawkom, nocy szarpnięciom za mokre trawy wschodu
Jakby mocne palce miały powód nas tknąć
Złapać za klapy uczuć, wrzucić do grobu
Z marynarką przetartą zębem czasu na wskroś
Jestem, z ekspiacji drwiąc, jednym z powodów
Dla których nie istniejesz Ty i Twoja filozofia
Wprasowane idee w już skantowany ogół
Skandowanych na pozór buntowniczych rozwiązań
Rozprułam Ci ramy żeby nie zamykać światła
Fluorescencyjnych krzyży nad drzwiami, na wsiach
Zawiśniemy razem, przecież to wspólna walka
Opium wiary im przemycę w wigilijnych opłatkach
Z czerwienią krwi w misce barszczu
By mogli zmyć wstyd ze sznyt na nadgarstku
Przecierać łzy, delirium wspólnego transu żyć
Aż z rezonansu wyniknie puste: zostało Ci kilka dni
Patos tkwi niby w naturze
Z natury matko bywasz samotna i smutna
Staropolska czysta wódka wszystkim mężatkom
Które rodziły nam bogów i władców podwórka
Cieśli pięści, w ciężkim uderzeniu nieśli łomot
Jeśli przeszli przez drzwi to pukali pełną dłonią
Otwórz matko synom, przecież nas nie wygonią
Zostawiamy Ci co ojciec zostawiał nam w domu, co noc
[Chorus: Kosińska aka KOSA]
Zapach stęchłych naw, podupadłych melin
Nie widzę różnic między Bogiem i Tobą
Jawnogrzeszne obrusy w kontrze do starej pościeli
Tylko wina nie rozcieńcza się pospolitą wodą
[verse 2: Kosińska aka KOSA]
I nie uklęknę i nie pęknę i skóra na kolanach
Nie dotknie marmuru sprzed hm, trzystu lat
Za to powieszę Cię nad łóżkiem byś w sen się wplatała
Bo wierzę inaczej niż matka, siostra i brat
Jakby wierzenia starszych dat, Dziady, mistycyzm
Moje ikony: bogowie, herosi ulicy
I wieszam Cię na haku w kuchni w piwnicy
Wojaczek wierci się w grobie
Dumny z młodej zdobyczy
Brudne liryki znad trupich spojrzeń ateistów
Wrzuć zwątpienia w ogień, prawdy w cudzysłów
Mamy dziś szlak przetarty
Stopami czarnych mistrzów
"od mojej matki precz"
Podpisano: sam Chrystus