Jeszcze oddycham
Chociaż pętlę na szyi zaciska machina pożyczek i spłat
Wciąż niezdobyta twierdza pewności od chwili
Kiedy stopy stawiam mocniej osuwa mi się świat
Marazm bez szans na zdrowie czyli
Cała nasza gospodarka ekonomiczno-tlenowa
Nie chciałam nic mieć za nic więc mi zręcznie wyświadczyli
Niewydolny organizm karmiony kalorią słowa
Ta nowomowa debili da nam pochować w rozkminy
Skażony obrazem winy wynik wyższej dziedziny
Jak w tym pokoleniu trendów, serio? Już nie ma się co silić
Bo mamy prawnie, z urzędu jednoimienny kadr
Jeszcze oddycham!
To pierwszy krok do sensu, miły
W spaleniu przeszkód niezbędne będzie nam O2
Pamiętam, że jako rekrut do świata względnej siły
Mówiłeś, że wszystko jest w ręku, zależy od nas?
Tia...
Jeszcze trawię tę gawiedź troglodytów
Zgaga kwasem w przełyku
Wzmaga chęć by wypluć pH
Pierwsza zasada: weź się nie wychylaj z szyku
Bo to nie spiętrza zaszczytów tylko potęguje strach
Wróciłam zjadać komików
Tu siła ścina z nóg typów
Byleby końcówka jedna, pewna – OH
Nie miałam w planach się wzbraniać od skosztowania specyfiku
Choć styka, że mi limfa toczy opiat #selfhigh
Niech nam przypadnie zaszczyt
By własne manie taszczyć
W kreatywny teatrzyk
Zamykać barwny akt
Gdy reszta społeczeństwa zasiłkiem wyrównawczym
Wznosi do rangi męczeństwa prywatny niedowład szans
Jeszcze ta smętna kataliza nam przybliża człowieczeństwo
Zdejmuję z krzyża odciski własnych ust
Dogłębna an*liza mówi, że już tylko mięso
Możemy rzucić sępom a nie zechcą i tak
Z nas