Przemyca mnie życie w szaleństwie przez mgłę
Przez lasy urwiska mokradła
Po drodze swe stopy kaleczę do krwi
Przekleństwa się gniotą na wargach
Ledwo co żywych zawloką pod mur
A życie im skoczy do gardła
A potem bez słowa wyniosą za drzwi
Ich żółci i krwi pełne wiadra
Za ręce za nogi chwytają się ról
Ci którym większość przypadła
I jak głodne hieny / kurwy co walczą o kość
Hołota parlamentarna
Historia pokłuta od krwawych już dat
Wisła na mapie jak blizna
I bardziej dziś obce nam słowa są trzy
Bóg Honor Ojczyzna
Jednemu karabin a drugiemu pięść
Walki i strzały w Tybecie
Tam chińskie mundury już ciężkie od krwi
Krew szybko wsiąka w nie przecież
A Bóg się przygląda przez ogień i mrok
Sam nic tu zrobić nie może
Płyniemy przed siebie gdzie nasz ostatni port
W opiece nas miej dobry Boże
Przemyca mnie życie w pijaństwie przez mgłę
Chodź wódki się ze mną napijesz
Tu wódka jest dobra choć czasy są złe
A życie naprawdę jest żywe
Jak po sztormie spokój jak po nocy świt
Usłany ludzką udręką
Królestwo co pęknie odrodzi się znów
Piosenka zostanie piosenką