[Zwrotka 1: Michał Splesz] La Kretino Maximale fasonu nie trzyma stale Krytyki nie boi się wcale Doskonale egzystuje świetnie się czuje w roli idioty Co ściąga kłopoty gdy głupoty Obraca w katastrofy nawroty Dość częste nieszczęsne ataki ciemnoty Jak bombowców łosi naloty Mówi Alę wydymali górale Na skale ku jego i podobnym jemu idiotów chwale Mówienie mu sprawia ogromne cierpienie Gdy much ma pełne podniebienie A jeżdżenie na zimny łokieć to jedyne pragnienie ego Jego widzenie przyprawia o konwulsje i wymioty Z prostatą kłopoty [Zwrotka 2: Spięty Hubert] Komary nie dość go gryzą to ręce wykręcają
O kretina nie dbają więc siadają Pusty łeb kłują więc co tu się dziwić że ludzie sympatii nie czują dla wioskowych Głupków dla kurzych możdżków jeżdżących Na wózku widłowym co jest przyładem nie nowym Niezdrowym na pewno naukowym Niewydolności kretyniej potylicy głowy La kretino skomplikowana persona Jak zorientowana s**ualnie Safona Jak trąba Louisa Armstronga Szywa piłeczka ping ponga Jak drewniane bale nieciosane wcale Jego duma jest jak duma wyleniałego kota ełniucha Mówienie o niej sprawia głębokie cierpienie Przyjemne jak sranie szkłami moczowe kamienie [Refren] La Kretino Maximale