[Zwrotka 1]
Miałem w planach pierścionek i opcje za dwadzieścia pensji jej matki
Bałem się wybrać złą stronę, to dramat pokoleń, stałem się zbyt gorzki i kwaśny
Wybrakowani na skali miliona, ich życie mi woła, nie, nie wracajmy
Od kiedy wena się sypie na lustrach - gusła poszły do przodu jak panny
I gusta, tak głupie, zamknięte, wyciągam ręce po pengę i przemierzam świat
Oglądam z jej wnętrza to wszystko co zmienia wasz horyzont patrzenia, ot tak
Dotykam rękami ścian, są zimne i transparentne, jakby kurwa ze szkła
I jawnie kłamią mi o swojej formie, a wiem, że zostały stworzone jak ja /przypadkiem
Nim dotknę powietrza dłonią popłynę tym statkiem ostatnim
żaglowiec ma znaki na płótnie nekrolog i wkrótce jak wróce to zwiniemy martwych z tej tratwy jak Oni
Dłonie do broni, oni jak my a my to-nie-my jak każdy
Wykolejeni jak dziwki, ochrona, górnicy, raperzy i gwiazdy
Nie wierzysz? to sprawdź ich: noce na manie i cienie na ścianie, to życie czy pastisz?
Wena do walki słowami mnie martwi, za rzadko chyba trafiam z kartki na klatki
Błędy w systemie są constans, względem natchnienia, hm, ujmę to tak:
Kończę zabawę gdy robi się jasno a za plecami trwa wojna od lat, rap
[Refren]
Pan śmierć, przechadzam się ulicami
I nie liczę się już z nikim skoro każdy ma mnie za nic
Pan śmierć [Tekst i adnotacje - Genius Polska]