Poeta ma pióro i stół
I szklankę, i półkę z książkami
We czwartek wypije pół
No, a w piątek jest niewyspany
Napisze kolejny swój wiersz
I posiedzi, i w uchu pogrzebie
A czasem mu chce się - no, wiesz
A czasami to chce mu się Ciebie
Nie przychodź ty, mała, na świat
I nie daj się zrobić przypadkiem
Poecie łatwiej to fakt
Zbałamucić Twą przyszłą matkę
Gdy tata przeczyta jej wiersz
I gdy zrobi się już amoroso
Kobieta, puch marny - chcesz, bierz
I w końcu mu "Tak!" powie prozą
Gdy już będziesz, to dowiesz się wnet
Że poetą się trzeba urodzić
Że kobieta, wino i śpiew
To jest to, co za tatą wciąż chodzi
I wyjaśni Ci tata, jak trzeba
Że poeci nie są ludzie obleśni
Że poezją żyć można bez chleba
A jak trzeba, to on z piersi i z pieśni
Nie przychodź ty, mała, na świat
Tata wyśnił Cię już poematem
Masz już imię i urodę jak kwiat
Chociaż szyszka to także jest kwiatek
Gdy nocą zapłaczesz, bo chcesz
Nie otuli Cię tata pierzynką
Powie tylko, że on to jest wieszcz
A ty bachor przeklęty, dziewczynko
Położy Cię tata w łóżeczko
Z krateczką, byś nie wypadła
A sam pójdzie z jakąś laleczką
Z jaką, byś nie odgadła
Widziałaś, szedł przez podwórko
Z nową, nigdy z tą samą
Co nigdy nie powie Ci "córko"
I ty nigdy nie powiesz jej "mamo"
Nie przychodź ty, mała, na świat
Bo prócz wiersza cóż może dać tata
A kiedy już skończysz pięć lat
To zobaczysz, że nudna Twa chata
Że smutno, że głodno, że kurz
I nie kupi Ci tata lizaka
Powie tylko - Sylwio, no, cóż
Tyś nie taka być miała, nie taka
Nie przychodź ty, mała, na świat
To nie nazwie Cię tata bachorem
W końcu tata Ci zawsze był rad
Aleś przyszła bardzo nie w porę
Nie będziesz kochaną Urszulką
W tatowej poezji grajdołku
Więc nie tęsknij za ziemską koszulką
I zostań tam w gronie aniołków