Słońce wstaje, złocą się gnojówki, W rosy mgle ogródki i dachówki; Pies przeciąga się w nastroju pieskim, Pijak w rowie budzi się bez kieski. Galant oknem zgrabnie się wymyka, Dmucha w żar uczeń czarnoksiężnika. Szewc wystawia warsztat na podwórze Kroi nożem stopę w twardej skórze... Stuk - puk, stuk - puk Byleby biedy nie wpuścić za próg Zrobię wszystko, co będę mógł: Stuk - puk. Na zapleczu szynku huczą beczki, U rzeźnika pierwszy krzyk owieczki. Nad stolarnią dym z wczorajszych wiórów, W refektarzu ranna próba chóru. Chleba zapach bucha z drzwi piekarza, Po judaszach zorza się rozjarza, Widać z wieży jak w podmiejskie pola Idą żeńcy z sierpami u kolan. Siuch - ciach, siuch - ciach Byleby głodu nie groził strach Trud całodzienny to spokój w snach: Siuch - ciach.
Wybiegają dzieci z bram podwórek Żeby pierwszą z kolan zedrzeć skórę. Stróż opędza od nich się zawzięcie, Sprząta rynek po wczorajszym święcie. Rynsztokami płynie złota piana, Złocą się owoce na straganach; Sznura skrzyp i jęk na wszystkie strony: To Dzień Boży - obwieszczają dzwony: Ding - dong, ding - dong Byleby żywych nie wypuścić z rąk Strasząc ich wizją piekielnych mąk: Ding - dong. Sąd się jawny zaczął na Ratuszu - Pokrzywdzonym i wykorzystanym Sprawiedliwość doda animuszu, Zadowoli wszystkie wolne stany. Po to przecież była rewolucja: Będzie wyrok, może egzekucja! Pysznie uczestniczyć w epopejach! Jest nadzieja dla nas! Jest nadzieja! Chrup - chrup, chrup - chrup Byle mieć komu wykopać grób, By się wśród żywych nie pętał trup - Chrup - chrup.