Twardo dmuchają na zimne Zefiry pucułowate, Szumią i trzeszczą na wietrze odwieczne puszcze i bory, Jeży się sierść rzek i jezior, jak pchła wskakuje w nią statek Mijając wioski i miasta kruche, jak stary miedzioryt. Tu konny z dłonią u czoła, tam chłop pochylony nad radłem, Tu gruda ostrzem ruszona, tam wzgórza w ruchu perspektyw; Nad szorstką skórą pustkowi wiją się wstęgi jedwabne Z nazwami mitycznych krain, które wędrowca urzekły. Dróg, by tam trafić - nic nie ułatwia W przestrzeniach burz i w czasów kipieli, Ale istnieje przecież Sarmatia, Istnieje gdzieś Terra Felix. Trzech mieszczan pośrodku mostu wstrzymała senna dysputa, Za nimi w prostym rysunku - zbór, kościół, cerkiew i spichlerz. Nurt w pieczy ma ich zasobność na ciężkich od beczek szkutach, Uczciwszy potrzeby ciała - miło o duszy pomyśleć. Hen, gdzie szlak wodny zakręca, wśród pól zbóż brzemieniem ugiętych Bocian klekocze skowronkom o afrykańskich podróżach.
Słucha od czasów pogańskich tych samych plotek Dąb Święty I nimfę w leśnym jeziorze strzeże przed wzrokiem intruza. Dróg, by tam trafić - nic nie ułatwia W przestrzeniach burz i w czasów kipieli, Ale istnieje przecież Sarmatia, Istnieje gdzieś Terra Felix. W pochodzie rubasznych obłoków krążą Zodiaku pierścienie: Przed Panną, Lwem, Bykiem, Wagą - bramy otwarte na oścież. Na wieżach zamków co noc o przyszłość się troszczą uczeni, A w gronie doradców - władca o teraźniejszość się troszczy. Ceni przyjemność i pracę, szanuje rąk ludzkich twory, Nęcą go księgi tajemnic, cieszy go ład i dostatek. Ale codziennie spogląda na mapy starej miedzioryt, Gdzie wciąż dmuchają na zimne Zefiry pucułowate. Ta Terra Felix, Sarmatia warta Wiecznych podróży, pióra i lutni. Istnieje przecież - wsparta na barkach Bóstwa o rysach okrutnych.