Po rudej ziemi grabarz żuk pomału Swą kulę ziemską ku jej losom toczy Po rudych kudłach umęczone fauny Drapią się chyłkiem ocierając oczy Doniosły tutaj moje sztywne zwłoki Abym obejrzał to com dawno wyśnił Dwór opuszczony deski w miejsce okien Ciszę tak wielką że słychać ruch myśli Tutaj był kiedyś Rzym mój Grecja moja W świątyniach stodół mieszkał Bogów zagon Stojąc w obejściu w pozłocistych zbrojach Na moje walki patrzyli z powagą Tutaj ukryłem srebrnostrunną lirę Która się stała duszą tego dworu Tutaj indykom czytając Szekspira Drżałem o losy swego Elsynoru W tumanach kurzu tańczyły rusałki
Nimfy w dziewannach uwodziły wzrokiem A ja Don Kichot wciąż niesyty walki Świat ten mierzyłem małym groźnym krokiem Potem mnie długo długo tu nie było I oto wracam z najdalszej podróży Stamtąd gdzie nic się z marzeń nie spełniło Tu gdzie najgorsze sprawdzają się wróżby W martwych pejzażach skrzydłem ptak nie strzepnie Zgwałconej nimfie grobem szara łąka Wróżka mych losów milknie głuchnie ślepnie Na fauny czeka wrzaskliwa nagonka Ręka poprawia obsunięty całun Zimne powieki nasuwa na oczy Po rudej ziemi grabarz żuk pomału Swą kulę ziemską ku jej losom toczy