Takaś mi przedwczesnym zmierzchem, Gdy przybojem grzmi ocean, Jakbyś nie powstała jeszcze, A już prawie przeminęła. Kształt twój, niemal nieuchwytny Żarzy się obrysem mroku; Stoisz niema, jak wykrzyknik, Który uwiązł w gardle grzmotu. Włosy w aureoli ognia, Skronią pełznie lawy strumyk;
Smukła jesteś jak pochodnia Zapalona na tle łuny. W oczach dymu masz spirale, W ustach krzepnie popiół mokry; Tylko w szyi tętni stale Kryształ pulsu nieroztropny. Bije to źródełko tycie, Syczą zgliszcza, ciemność skwierczy; Nosisz w sobie jedno życie, Nosisz w sobie wszystkie śmierci.