Ciśnie się do światła niby warstwy skóry Tłok patrzących twarzy spod ruszonej darni Spoglądają jedna znad drugiej - do góry Ale nie ma ruin. To nie gród wymarły... Raz odkryte - krzyczą zatęchłymi usty Lecą sobie przez ręce wypróchniałe w środku W rów, co nigdy więcej nie będzie już pusty Ale nie ma krzyży. To nie groby przodków... Sprzączki i guziki z orzełkiem ze rdzy Po miskach czerepów - robaków gonitwy Zgniłe zdjęcia, pamiątki, mapy miast i wsi Ale nie ma broni. To nie pole bitwy... Może wszyscy byli na to samo chorzy? Te same nad karkiem okrągłe urazy Przez które do ziemi dar odpłynął Boży Ale nie ma znaków, że to grób zarazy... Jeszcze rosną drzewa, które to widziały Jeszcze ziemia pamięta kształt buta, smak krwi
Niebo zna język, w którym komendy padały Nim padły wystrzały, którymi wciąż brzmi Ale to świadkowie żywi - więc stronniczy Zresztą, by ich słuchać - trzeba wejść do zony Na milczenie tych świadków może pan ich liczyć Pan powietrza i ziemi i drzew uwięzionych Oto świat bez śmierci. Świat śmierci bez mordu. Świat mordu bez rozkazu, rozkazu bez głosu. Świat głosu bez ciała i ciała bez Boga. Świat Boga bez imienia, imienia - bez losu. Jest tylko jedna taka świata strona Gdzie coś, co nie istnieje - wciąż o pomstę woła Gdzie już śmiechem nawet mogiła nie czczona Dół nieominięty - dla orła sokoła... "O pewnym brzasku w katyńskim lasku Strzelali do nas Sowieci..."