Tym galeonem barykady Planetę ognia opływamy Nic nie widzący, niewidoczni - Przejrzyste cienie dni. W popiołu plusz się zapadamy, W który zmieniły się pokłady, Niebo się coraz wyżej złoci, Okręt nabiera krwi. Unoszą nas ceglane fale - Piętnastoletnich kapitanów W spełnienie marzeń o podróżach W nietknięty stopą świat. I byle prędzej, byle dalej, Wczepieni w burty potrzaskane Nim ciało całkiem się zanurzy W ciszę bezdenną lat. Map popalonych czarne ptaki
Krążą dokoła gniazd bocianich, Z których nikt nie zawoła - ziemia! By zerwać nas ze snu. Inne dziś nas prowadzą znaki, My już dla świata - niewidzialni - I jeden tylko zbudzi hejnał Żelazne kule głów. Tubylec się perłami poci Tam, gdzie zielona i głęboka Rzeka wśród palm leniwie gada, Że nadpływamy - my: Niosący w darze huk i pocisk, Śmierć niezawodną w mgnieniu oka Z którego cała nam wypadła Planeta - grudka krwi.